Pierwsi w cierpieniu
Władca, który ignorował pierwiastek nadprzyrodzony, z reguły nie utrzymał się długo u steru. O tej starej prawdzie wiedzieli nawet komuniści rządzący umęczoną Polską po drugiej wojnie światowej. Po cóż byłyby te wszystkie napuszone uroczystości, po co fraki i cylindry, gdyby nie było czego czcić albo upamiętniać? Najlepiej oczywiście pielęgnować swój WŁASNY mit. Kiedy samemu kształtuje się swój wizerunek z przeszłości, można go ulepić na wiekuistą pamiątkę „wielkich czynów”. Nawet gdy trzeba lepić ten pomnik z gówna.
I oto widzimy jak na naszych oczach, utrwalony wydawałoby się, spiżowy, niepodważalny, niewzruszony, ŚWIĘTY po prostu obraz „jedynie słusznej” opozycji przeciwstawiającej się bohatersko (i oczywiście całkowicie bezinteresownie) okrutnym siepaczom pezetperowskiego reżimu, zostaje odarty ze swej martyrologii przez człowieka, który uczestniczył w tamtych wydarzeniach z drugiej strony i wprost powiedział, że w sumie cackano się z odzianymi w swetry brodaczami spod znaku „S” w okresie stanu wojennego, a teraz Oni odwdzięczają się pięknym za nadobne…
We mnie ten cały spór między stroną trzymającą dziś władzę i opozycją do owej władzy aspirującą, jest kompletnie nieistotny i mało ważny. Bo tak samo jak w grudniu 1981 roku przeważająca większość Polaków miała daleko w dupie cierpienia garstki solidarnościowych aktywistów i wielu z miejsca dałoby Jaruzelskiemu koronę Króla Polski, gdyby tylko zapewnił wystarczającą dla każdego ilość kiełbachy i taniej wódki w sklepach, tak dziś przeciętny wyborca ma gdzieś rozterki moralne sędziego Rzeplińskiego i gorzkie żale odsuniętej od koryta Ewy Kopacz. Każdy chce jako tako spokojnie żyć i żeby mu na tę kiełbasę i gorzałkę ze sklepu wystarczyło pieniędzy z wypłaty.
Możemy sobie prowadzić wyrafinowane dysputy, dowodząc wyższości socjaldemokracji nad liberalnym konserwatyzmem lub na odwrót. Nie prowadzi to zupełnie do niczego, bo w demokracji nie ma racji ten kto jest mądrzejszy, tylko ci których jest więcej. A ludzi prostych, skupionych na swoich codziennych sprawach jest więcej i nic tego nie zmieni. Masy wybierają to gówno, które zostanie im opakowane w bardziej błyszczący papierek. Umiejętność owijania odchodów w złotko doskonali co trochę inna szajka, a Polacy jak te pelikany – dają się raz za razem nabierać.
Bez zmian u podstaw będziemy wciąż dostawać to samo, w co raz to nowych szatach. I kiedy, jeśli właśnie nie dziś, możemy się łatwiej przekonać o tym, że rządzi nami grupa ludzi o cały czas takiej samej mentalności, takim samym stosunku do (było nie było) suwerena, jak wszystkie poprzednie demokratycznie wybrane władze, nieprzerwanie od zakończenia II WŚ?
Widać to w sposób jaskrawy i straszny zarazem na przykładzie narodowych-socjalistów z PiS, ale uważny obserwator zauważał tę prawidłowość i u poprzedniej szajki rządowej…
Świnie się zmieniają, ale koryto i organizacja chlewika nie.
Ta stara maksyma nie traci nic ze swojej prawdy. I w tym tkwi przyczyna naszego nieszczęścia. Jeśli będziemy pozwalać, żeby rządziły nami – żeby dzieliły nas, podburzały jednych na drugich – te nędzne kreatury gardłujące dziś naprzeciwko siebie w rocznicowych manifestacjach, to dystans jaki mamy do dostatku zamożnych krajów Europy będzie (w najlepszym wypadku) stale ten sam. Musimy wtedy godzić się na kolejne zamachy na nasze swobody i nasze pieniądze.
Jedynym dobrym wyjściem mogłoby być odrzucenie zarówno tych którzy stali po stronie „S”, jak i tych którzy stali tam gdzie ZOMO. Jedni i drudzy pokazali już na co ich stać. Dla naszego i naszych dzieci dobra podziękujmy im. I pokażmy gdzie jest DZIŚ ich miejsce.