Prezes Bergoglio

Brzegi

Zabij nie pojmę. O co w tym wszystkim chodziło? Jedyne co jest pewne, to fakt iż firma Kościół Katolicki w Polsce sp. z o.o. zarobiła kupę nieopodatkowanej kasy. Wszystko dzięki temu, że prezes firmy – katolicki celebryta godny naszych czasów – czyli pan Jorge Mario Bergoglio, raczył był nawiedzić spęd ludzki, który nie za bardzo wiedział w jakim celu się w jednym miejscu zgromadził (jak to można było się wielokrotnie przekonać podczas co i raz prezentowanych we wszystkich telewizjach prób wyciągnięcia jakichkolwiek głębszych refleksji od zgromadzonej gawiedzi). Ale nie to było po mojemu najgorsze.

Przerzucając dostępne w moim pudełku telewizyjnym stacje, nie mogłem nie natknąć się na relacje z owego wydarzenia. Bezpośrednie transmisje z nudnych jak flaki z olejem celebracji wypełniały przecież ostatnio całą ramówkę. Musi jakoś owa szopka zmierzała ku końcowi, kiedy na widok tańczących w takt semickich rytmów pielgrzymów poczułem narastające obrzydzenie. Poraziła mnie po prostu ta obca nam kultura, ta semicka estetyka, to podrygiwanie bez sensu, wbrew zasadom religii, którą ponoć się wyznaje! Religi okrutnej, antyludzkiej, wywodzącej się z wierzeń ludów z przeciwnych nam pod każdym względem kręgów. Ale najgorsze było, że ujrzałem jak historia powtarza się znowu. Na moich oczach. Oto tysiąc z górką lat temu, przeżyliśmy najazd obcej nam religii. Chrześcijaństwo wyparło lokalną, opartą na obserwacjach otaczającej nas przyrody, Rodzimą Wiarę. W to miejsce wprowadziło swoich świętych, swoje obrządki, swoje święta. Wyrwało bogów z ich siedzib – koron dostojnych dębów, wód wartkich rzek, ośnieżonych szczytów gór i umieściło swoje semickie bóstwa na kapiących złotem ołtarzach. Dziś kolejne już pokolenie całkowicie zniewolonych Polaków oddaje cześć nie swoim bogom. Jak się wydaje, są to ostatnie już takie igrzyska. Za progiem czai się bowiem kolejny najeźdźca, silniejszy niż bóg Chrześcijan, bo bardziej bezwzględny, bardziej żądny krwi, mający większy posłuch wśród swego ludu… Mowa oczywiście o Islamie.

Za lat trzysta, a może tylko sto, w sercu dzisiejszej Polski odbywać się może bowiem podobna impreza, poświęcona jednak nie jednoosobowemu bogu z roztrojeniem jaźni, którego dziś wyznają moi rodacy, ale obiecującemu harem pełen nieletnich dziewic każdemu męczennikowi za wiarę, Allahowi. Dla mnie zmiana będzie oczywiście duża, ale tak naprawdę czy to jest wielka różnica czy umrze się na dżumę, czy na cholerę??  W każdym razie jeśli sprawy nie zmienią biegu, to jestem absolutnie przekonany, że tak samo jak nasi przodkowie dali zwieść się obcemu nam znakowi krzyża (a właściwie to ryby…), tak nasze dzieci mogą ulec muzułmańskiej ekspansji popartej złotem i dynamitem.

I tutaj pełnego sensu nabiera chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach… Chyba wolałbym się nudzić.