Polska jakiej nie znamy
Minęło już ponad ćwierć wieku odkąd obywatele PRL przegonili szajkę rządzącą swoim krajem pod szyldem „sojuszu robotniczo-chłopskiego”. Dzięki w pełni demokratycznym wyborom i uwolnionej (tłumionej przez dziesięciolecia) przedsiębiorczej żyłce Polaków, doskonałemu położeniu na przecięciu najważniejszych szlaków handlowych Europy, zasobnym w naturalne bogactwa ziemiom i wyjątkowej przyrodzie przyciągającej turystów, kraj nad Wisłą w szybkim tempie nadrabiał zaległości w stosunku do liderów kontynentu. Z czasem okazało się, że największym jego bogactwem stali się sami obywatele. Na tle starzejących się krajów zachodniej Europy, młoda i stale powiększająca się Polska bez problemów poradziła sobie z problemem zapewnienia godnej starości emerytom. W osiągnięciu tego z pewnością pomogły miliony imigrantów z krajów ościennych, którzy u nas właśnie postanowili szukać swojego szczęścia. Rozpędzona gospodarka zapewniła każdemu z nich dobrze płatne miejsce pracy.
Bogaci obywatele mogą pozwolić sobie na luksus bezpieczeństwa. Zapewnia im je Wojsko Polskie. Wyposażone w najnowocześniejsze technologie światowe, często rodzimej produkcji. Dowodzone przez wyszkolone od zera bez komunistycznych naleciałości kadry. Oczyszczenie armii i innych służb (policji, sądownictwa itd) było możliwe dzięki sprawnie przeprowadzonej dekomunizacji połączonej z lustracją, które były jednymi z pierwszych inicjatyw ustawodawczych Sejmu III RP. Cały majątek państwowy sprzedano na publicznych licytacjach. Szczątkowy rząd, wraz z prezydentem i niewielkim parlamentem nie mają zbyt wiele do roboty, przyglądając się jedynie jak bogacą się obywatele, którzy oddali władzę w ich ręce.
Tak być mogło.
Ale kiedy PZPR traciła grunt pod nogami, jej najsprytniejsi aparatczycy postanowili wykorzystać wszelkie atuty jakie mieli do dyspozycji. Rzutem na taśmę oddali władzę w ręce precyzyjnie przez siebie wyselekcjonowanych ludzi. Takich, którymi mogli sterować. Takich, na których mieli kompromitujące papiery. Takich, o których wiedzieli że poddadzą się szantażowi. I ten manewr wyszedł im lepiej niż mogli śnić w najśmielszych marzeniach… Żadnemu z pogrobowców Partii nie spadł włos z głowy. Co więcej, co obrotniejsi z nich zagarnęli niewyobrażalnie wielką część państwowego majątku. Przebolelibyśmy to, ale niestety nowa władza wywodziła się w dużej części z lewackich „intelektualistów” o poglądach zbyt radykalnych nawet dla PZPR! Kiedy więc te wszystkie Mazowieckie, Kuronie, Michniki, Geremki i Balcerowicze zaczęły w nowej Polsce budować „Socjalizm z Ludzką Twarzą” a przewodził im pół-idiota Wałęsa, to to MUSIAŁO się skończyć źle.
Dlatego nie mówcie mi, że kiedy na jaw wychodzą twarde fakty o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, to jest to tylko historia. Że jest tak jak napisał arcy-łotr Tomasz Lis „Wałęsę mogą pocałować. Wiemy gdzie„. Nie, nie po stokroć nie! To brutalne TU i TERAZ. To dzisiejsza bieda ogromu społeczeństwa, to gigantyczny deficyt budżetowy, to wielomiliardowe wyłudzenia VAT-u, to przepłacone autostrady, to słaba armia, to miliony polskich młodych ludzi uciekających za granicę za chlebem i godnym życiem! Wałęsa zwojował wiele dobrego, ale wyłącznie dla siebie (i ewentualnie swojej najbliższej rodziny). Cały obóz postsolidarnościowy ciężko zatruł życie polityczne i gospodarcze Polski na dziesięciolecia. Będzie nam się to odbijać czkawką jeszcze przez długie lata.
Dlatego należy piętnować Wałęsę dotkliwie i do końca. Niech będzie kolejnym symbolem: zniewolenia Polaków przez niby to pokonany reżim tzw. komunistyczny. I niech to będzie jego ostatnia rola. Nie wolno jednak zapominać o wszystkich wałęsowych „pomocnikach”. O całym wywodzącym się z tego skażonego środowiska „Solidarności” zbiorze ludzi, którzy od 1989 roku dzierżą w naszym kraju władzę. Najwyższy czas odpowiednio im za wszystko „podziękować”.
Nadchodzą ciężkie czasy. Nie ma już na co czekać.