Prawda czasu i prawda ekranu, prawda.

Śmierć i dziewczyna

Gwałtu rety, zamachnęli się na nas na śmierć! Takie to gorzkie żale rozbrzmiewają dziś z piastowskiego Wrocławia. Władza raczyła przypomnieć dyrektorowi tamtejszego teatru na który łoży rocznie grube miliony, że właśnie niedawno nastała. No i ma nieco inne zdanie na temat treści prezentowanych w „Teatrze Polskim” niż poprzednia. Czy w tym jest cokolwiek dziwnego? Po mojemu nie. Wychodzę z założenia że kto płaci, ten wymaga.

I nie chodzi tu o żadną wolność artystyczną. Jeśli nie tworzysz za swoje – to tak naprawdę wykonujesz zlecenie. A ten kto zamawia dzieło, może (choć nie musi!) szczegółowo określić jaki ma być efekt twojej pracy. Jeśli „Teatr Polski”, który tak naprawdę wystawia szereg naprawdę popularnych i nowoczesnych przedstawień, i mógłby z pewnością spokojnie utrzymywać się tylko z biletów, chciałby móc uwolnić się od zewnętrznego wpływu na repertuar, to jest na to prosty sposób: wystarczy zrezygnować z państwowych dotacji. I tutaj napotykamy na mały problem. Świetnie opowie o nim dyrektor teatru, pan poseł od Petru, Mieszkowski:

Ministerstwo Kultury przekazuje na działalność artystyczną teatru ponad 4 mln zł. Za mało?

– Te pieniądze musimy przeznaczać na utrzymanie, pensje aktorów i pracowników technicznych. Gdybym miał dostosować działalność teatru do wysokości dotacji, powinienem zwolnić 70 osób. Mamy trzy autonomiczne sceny. Dotacja podstawowa wystarcza, aby pracować do połowy października, potem powinniśmy zamknąć teatr. W tej sytuacji każda decyzja o zrobieniu premiery jest wyczynem kaskaderskim. Tylko że prowadzenie teatru bez premier to jak drukowanie książki bez treści.

A dochody teatru nie wystarczają na funkcjonowanie?

– Nie, choć mamy dobre dochody, w ostatnich latach średnio na poziomie 35 proc. dotacji. W 2013 r. zarobiliśmy 3 mln 350 tys. zł. To naprawdę niezły wynik. Mamy wysoką frekwencję – 93 proc. W tym roku po uruchomieniu dużej sceny wpływy z biletów były większe od wpływów za cały ubiegły rok. Wszystko to jednak pochłania czarna dziura niedofinansowania. To problem, z którym mierzyli się poprzedni dyrektorzy, ja mam go od początku dyrekcji.

Teatr działa „za państwowe”, więc nieefektywnie. Jeśli mógłby się utrzymać z biletów po zwolnieniu 70 pracowników(!), to ilu ich tam teraz pracuje?? Ewidentnie mamy tu do czynienia z przerostem zatrudnienia. Oczywiście nie miałby on miejsca, gdyby teatr był w rękach prywatnych. Zresztą dalej pan dyrektor daje kolejny dowód na kompletne oderwanie od myślenia ekonomicznego i źródła problemu w szczególności:

Co zrobiliście, aby zmniejszyć deficyt?

– W ubiegłym roku zawiesiliśmy działalność artystyczną w maju, czerwcu i we wrześniu. Oznacza to nie tylko zatrzymanie pracy i stagnację artystyczną, ale też uniemożliwienie publiczności dostępu do repertuaru. Przesunęliśmy zaplanowaną na czerwiec premierę, odbyła się w październiku. Udało się zmniejszyć zadłużenie, zgodnie z wymogami ekonomicznymi, ale wbrew misji teatru i ludziom. Na dobry wynik finansowy pod koniec roku wpłynęła także jednorazowa dotacja z ministerstwa – 350 tys. zł. Ale to nie rozwiązało problemów. Pytanie, które ciągle sobie zadaję, brzmi: jak mam planować pracę artystyczną, układać strategię wobec wyzwań kultury komercyjnej? Teatr publiczny powinien stawiać swojej publiczności wysokie wymagania. Musimy zapraszać najwybitniejszych reżyserów i szukać młodych wybitnych.

 

Rozwiązaniem problemów finansowych jest według pana dyrektora… zamykanie teatru! Oczywiście tak naprawdę, to prawie cała załoga normalnie pracowała. Nie odbywały się jedynie przedstawienia. Oszczędzanie przez przeczekanie. Nowa metoda.

Czy muszę pisać, że sytuacja normalna byłaby wtedy, kiedy teatr ZWIĘKSZYŁBY ilość przedstawień, żeby ZAROBIĆ więcej pieniędzy! Ale nie w socjaliźmie. Tutaj oszczędza się przez zaniechanie pracy. Oczywiście oszczędzać się powinno przez redukcję (drastyczną jak sądzę) zatrudnienia i obniżkę kosztów! No ale do tego pan dyrektor chyba też nie jest zdolny:

Urząd marszałkowski zarzuca, że za dużo płacisz reżyserom. Krystian Lupa miał otrzymać za przedstawienie 170 tys. zł.

– Honorarium Lupy nie ma nic wspólnego z długiem. Umowę z artystą podpisałem w czerwcu, a zadłużenie pojawiło się już w lutym. Nie płacę reżyserom więcej niż inni dyrektorzy w Polsce. W przypadku Lupy mamy do czynienia z jednym z najwybitniejszych europejskich twórców teatralnych. Zarabia tu mniej niż wcześniej w innych teatrach w Polsce. Jego honorarium obejmuje reżyserię, scenografię, adaptację tekstu i reżyserię świateł. To byłoby wynagrodzenie dla kilku osób. Nie da się wymierzyć jego pracy z naszym zespołem, jest wyjątkowa. To, że zgadza się ponownie pracować we Wrocławiu, to dla nas zaszczyt.

Ile zarabiają aktorzy?

– Średnio 2,5 tys. zł brutto. Od 1750 zł do 3200 zł po kilkudziesięciu latach pracy. To sama pensja, do której dochodzą honoraria za spektakle, jeśli oczywiście je gramy. W ubiegłym roku przez pięć miesięcy dostawali gołe pensje.

Pan Lupa znany jest z absurdalnych inscenizacji. Być może tworzy sztukę przez wielkie „S”. Nie wiem, nie znam się. Jak dla mnie jego pomysły są żenujące. Ale nie ważne – jest to z pewnością gorące nazwisko w światku teatralnym. Tylko czy naprawdę jest potrzeba zatrudniania tak drogiego reżysera przez teatr generujący co miesiąc kilkaset tysięcy złotych straty? Przypuszczam że wątpię.

Wczoraj minister od kultury (premier z tableta Gliński), postraszył wielkooką redaktor Lewicką, kiedy ta nie pozwoliła mu wygłosić orędzia do narodu przy okazji wywiadu w państwowej telewizji „porządkami w TVP”. Czy jego zachowanie można uznać za chamskie? Zapewne trochę tak, ale jest to po prostu jaskrawy przykład sposobu myślenia wszystkich tzw. elit politycznych sprawujących władzę w Polsce po 1989 roku. Ci ludzie uzurpują sobie prawo do nieliczenia się z nikim i niczym, z racji posiadania mandatu i kombatanckiej przeszłości. No i dobrych kontaktów z aktualnym Marszałkiem. Nie liczą się dziś żadne inne cechy. Czysta sanacja. W najgorszym tego słowa znaczeniu. I nie mówię tu wcale o sprawie żądania wstrzymania premiery obraźliwej (w mniemaniu pana ministra) sztuki. Tutaj mógł tak postąpić – uzasadniłem to powyżej. Chodzi o traktowanie bogu ducha winnej dziennikarki, która chciała jedynie uzyskać od ministra pewne odpowiedzi. Każda ekipa po objęciu władzy pastwi się nad przegranymi, konkurencją i (zwłaszcza) podwładnymi, którzy szczególnie przychylni byli poprzednikom – jak Lewicka. Jest tylko jeden sposób na zminimalizowanie tego zjawiska. Powtarzany przeze mnie niczym mantra. REDUKCJA PAŃSTWA DO NIEZBĘDNEGO MINIMUM. Innej opcji nie ma. Kiedy człowiek przejmuje władzę, budzą się w nim instynkty o których sam dotychczas nie przypuszczał że je posiada. Nie da się inaczej zmniejszyć skali tego problemu jak poprzez sukcesywne wycofywanie państwa, jego urzędników, struktur, wpływu, pieniędzy (zabieranych wszystkim podatnikom pod przymusem), ze wszystkich dziedzin życia, aż pozostanie pierwotne minimum: obrona granic, porządku wewnętrznego i reprezentacja interesów Polaków za granicą. Reszta jest całkowicie niepotrzebna. W Sejmie (który mógłby się zbierać np. jedynie raz na rok na kilka dni) powinni zasiadać posłowie zupełnie ZA DARMO. Jest bardzo wiele prawdziwie mądrych i uczciwych osób, które przyjęłyby taki honor (i odpowiedzialny obowiązek zarazem) bez jednego słowa i przy zerowej finansowej gratyfikacji.

Obecna tzw. „prawica” jest oczywiście całkowitym przeciwieństwem powyższego. To czysta niemal kopia przedwojennej post piłsudczykowskiej sanacji. Etatyzm w swoim najwyższym stadium, po którym nie można się spodziewać wiele (jeśli w ogóle) dobrego. Krytycy reżimu (jak ja) mają zatem przed sobą kolejne lata ciężkiej pracy. Dziękuję, ale nie prosiłem się o to. Wolałbym pisać o gołych dupach.