Mielonka z mielonką, mielonką, mielonką i mielonką.
Niektórzy wiedzą: już w niedzielę czeka nas kolejne „święto demokracji”. Będziemy wybierać żyrandolowego, którym zostanie znany antydemokrata Bronisław Maria Komorowski. Są też jednostki świadome istnienia innych, niż Jedynie Słuszny, kandydatów. Nieliczne to jednostki.
Doskonałym dowodem na to iż obecnie rządząca klika świetnie wyczuła swój „target” i właśnie dzięki dostosowaniu do niego swojej oferty, a nie z powodu jakichś nadzwyczajnych umiejętności (czy raczej wbrew niezwykłemu BRAKOWI umiejętności), rządzi niepodzielne pechową krainą leżącą między Bugiem i Odrą, jest ranking oglądalności programów telewizyjnych wieczorem 5 maja 2015. Odbyła się wtedy wielka debata wszystkich pretendentów do prezydenckiego stolca. Sam Bronisław Maria nie odważył się stanąć oko w oko z konkurentami, za to udzielił obszernego wywiadu połączonym siłom Polsatu/Polskiego Radia i Rzeczpospolitej. Jednak wszystko to przebiła emisja kolejnego odcinka ulubionego serialu wszystkich Polaków, czyli „M jak miłość”…
Tacy są nasi rodacy. Prosta, nieangażująca zbytnio szarych komórek rozrywka, tak samo jak proste recepty na wszelkie Polaków codzienne bolączki („podniesie się podatki, da zasiłki i po problemie”), to jest to co trafia do znakomitej większości rodaków. I ludowo-demokratyczna koalicja wie to lepiej od swojej konkurencji. Dlatego rządzi Polską i rządzić będzie tak długo, jak starczy jej na to pieniędzy. Prawdopodobnie do 2020 roku, kiedy to skończą się definitywnie wielkie środki redystrybuowane z naszych podatków przez Brukselę do Polski pod nazwą „dotacje europejskie”. Po tej dacie będziemy wspomagać gospodarki Bułgarii, Chorwacji, Rumunii i innych biedniejszych krajów Eurokołchozu. Zaczną się schody. Czy będziemy mieć tyle szczęścia, żeby udało się z nich zepchnąć szajkę trzymającą władzę?
Sprawa jest mocno wątpliwa i znowu: widać to jak na dłoni dzięki trwającej kampanii przedwyborczej. Trudno jest nie zauważyć zdecydowanej niechęci, z jaką spotykają się wizyty urzędującego Prezydenta „w terenie”. Gwizdy, niepochlebne okrzyki to coś, na co Komorowski musi być gotowy w każdym kolejnym odwiedzanym mieście. Żeby jakoś zneutralizować negatywny efekt jaki generują hałaśliwe grupki nastolatków, postanowił straszyć nimi swoich wyborców. Wielokrotnie powtarzała się więc sytuacja, kiedy to Komorowski „dziękuje” Korwinowcom i Narodowcom za obecność na wyborczym wiecu, bo „dają oni obraz tego co czeka Polskę, gdyby to nie on został wybrany na Prezydenta RP”. Zawsze też Komorowski, lub jeden z lokalnych działaczy PO wspomina z nieudawanym żalem, że „właśnie o to żebyście wy mogli protestować, my kiedyś walczyliśmy”. W domyśle chyba sugerując, że porzucić należy wszelkie zarzuty przeciwko obecnie rządzącym, bo kiedyś byli oni niezłomnymi bojownikami o wolność i demokrację… Chyba gdzieś już to słyszałem.
Dokładnie takie same argumenty wytaczali przy każdej próbie krytyki władcy poprzedniego reżimu. Tego który trzymał władzę między 45 a 89 rokiem ubiegłego stulecia. Wtedy to też „utrwalacze władzy ludowej”, którzy bohatersko „walczyli z hitlerowskim okupantem” mieli z tego powodu monopol na władzę. Nawet gdy popełniali błędy, nawet gdy nie nadawali się nie tylko do kierowania krajem, ale nawet PGR-em w zapadłej wsi na zadupiu, to zawsze ostatecznym wytłumaczeniem było: „co z tego że Miecio nie skończył nawet trzech klas podstawówki? Przecież była wojna, walczył z Niemcami, przeszedł cały szlak od Lenino do Berlina… Niech ma tę posadę dyrektorską. W końcu to tylko kopalnia…”
A gdzie wtedy byli „zwykli ludzie”? Dokładnie tam gdzie dziś. W swoich domach, przed telewizorami. Zamiast „M jak miłość” oglądali „Turniej miast” albo „Bonanzę”. Nie było „Must be the music”, za to festiwale w Opolu, Sopocie, Kołobrzegu i Zielonej Górze dawały im jeszcze większe emocje. Tak samo jak dziś wiedli żywot skromny, ale cieszyli się z prostymi przyjemnościami. A to że szynkę rzucili, że na Boże Narodzenie przypłynęły z Kuby pomarańcze, albo że udało się z FWP dostać przydział na wczasy w Ciechocinku. I kiedy tow. Wiesław, albo tow. Gierek z telewizora piętnowali różnorakich „podżegaczy” i „warchołów”, to zwykły Polak szczerze tych ostatnich nienawidził. Tak samo jak dziś. Bo największym dobrem Polaka nie jest Wolność, Bogactwo czy Siła, tylko Święty Spokój. I ktokolwiek Polakowi ów spokój, lub choćby jego pozory zapewni, na tego postawi on krzyżyk. Taki naród.