Wiosna, panie Sturmbannführer!
Jakiś debil, którego nasze żenujące media ochrzciły guru modowym, pojawił się na kolejnej nic nie znaczącej imprezie dla samozwańczej elity w stroju ozdobionym runicznym symbolem kojarzonym z ϟϟ. Jakiż to rejwach podniósł się od razu w niektórych kręgach (zwłaszcza internetowych – gdzie hejt to coś co rozchodzi się najszybciej i najdalej)! Powszechne oburzenie, wszyscy jak jeden mąż nie kryli oburzenia z powodu „przekroczenia granicy” przez owego nieboraczka… A ja sobie siedzę z boku i cicho się śmieję. Z kogo? Z tego durnego świata pozorów w jakim przyszło nam żyć.
Każde dziecko w Polsce wie, że Hitler wielkim zbrodniarzem był, że o owym gagatku można mówić albo (bardzo) źle, albo wcale. Konsekwencją tego jest fakt, że wszystko co „hitlerowskie” automatycznie także staje się „nieczyste”. Świetny przykład takiego prostego myślenia dała nam niedawno Frau Waltz, porównując ponownie pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej do nazistowskich iluminacji Alberta Speera. Przy okazji zapomniała, że nawet jej Parteigenossen korzystali z takiej oprawy podczas swoich wieców, bo kurcze… to jest cholernie efektowne! Ale nie jest moim zamiarem wybielanie zbrodni narodowych socjalistów! Bynajmniej! Chodzi mi o stosowanie podwójnych standardów, w celu osiągnięcia konkretnych (politycznych) korzyści. Oczywistym jest, że to zwycięzcy piszą historię. Dlatego o II WŚ mówimy dziś tak a nie inaczej, dlatego akurat pewną grupę państw traktujemy jako „tych dobrych” bo to Oni te wojnę wygrali. Gdyby było inaczej, być może zamiast przy The Beatles nasi ojcowie szaleli by przy dźwiękach jakichś Die Käfer, a najpopularniejszym telefonem komórkowym byłby dziś Apfel iTelefon 6. Kto wie?
Na 100% za to, wszystkie europejskie dzieci uczyłyby się jedynie słusznej wersji historii, w której nie ma mowy o jakiejś tam zagładzie dawno wymarłego plemienia synów Sema, za to szczegółowo poznawałyby one zwycięski szlak bojowy „obrońców pokoju” i „rasy panów”, którzy w hełmach z podwójną błyskawicą wymalowaną na boku, nieśliby ideologię jednej Europy na wszystkie strony świata…
Tak mogło być. Ale jest inaczej i nigdy nie będzie nam dane wiedzieć, czy tak jest dla nas lepiej. Nie ważne. Zapamiętajmy jedynie, że historię piszą zwycięzcy. Choć równie ważny jest INTERES polityczny. Bo przecie nikt nie skorzysta dziś na potępianiu niewątpliwych zbrodni jakich dopuszczać się musiało wojsko np. cesarstwa rzymskiego, kiedy to podbijało całą niemalże Europę. Każdy może ubierać się w strój starożytnego legionisty i paradować tak na przykład podczas karnawałowego balu przebierańców. Więcej nawet – możemy udawać dowolnego tyrana z przeszłości – czy będzie to Neron, czy Kaligula, czy choćby Cesarz Napoleon – odpowiedzialny przecież za wieloletnią rzeź wielu narodowości i zrujnowanie setek miast i wsi w swoim rajdzie (a jakże) na wschód! Przy tym taki ponoć największy zbrodniarz w historii – król Belgów Leopold II Koburg, to już w ogóle osoba zupełnie dla współczesnych anonimowa i mimo tego iż mordował eksploatowanych ponad wszelką miarę Murzynów w Kongo milionami, to jakoś dziś nie istnieją w żadnym prawodawstwie ustawy piętnujące krwiożerczy naród Belgów.
Ci przywódcy przeszli już swoistą kwarantannę, nienawiść przeciwko nim nie może już być przez żadną z dzisiejszych politycznych frakcji w żadnym stopniu wykorzystana, więc „są dopuszczeni do powszechnego obrotu”. A spróbujcie się na taki bal przebrać za pilota Luftwaffe… Więcej: ubierzcie się jak konduktorka z okresu III Rzeszy!
Gwarantuję wam, że co najmniej kilka osób doniesie na Was na Policję. Dokładnie tak jak zrobiono z tym przygłupim „kreatorem stylu”, któremu ku własnej zgubie spodobały się dwie litery S stylizowane na błyskawice….
Morał z tej opowiastki jest taki: mniej uwagi poświęcajcie FORMIE wypowiedzi a więcej samej jej TREŚCI. To czy dana formacja posługuje się takim czy innym symbolem ma znaczenie marginalne. Co z tego, że Platforma Obywatelska ma w logo uśmiechniętą Polskę, kiedy pod jej rządami Polakom jest co raz to mniej do śmiechu… Stygmatyzowanie symboli to kolejny element odwiecznej walki polityków o władzę. Najłatwiej jest wypłynąć na podziałach, a co może być prostszego niż wmawianie ludziom iż danej grupy „nie należy lubić, bo posługuje się splamionym symbolem”??
Inaczej możecie obudzić się z ręką w nocniku, kiedy to wybierzecie sobie na prezydenta „swojego chłopa”, który „dobrze gada”, nieźle się prezentuje, stoi pod prawidłowym znakiem i stanowi po prostu „mniejsze zło”. Wybory to nie głosowanie w „Tańcu w gwiazdami”. Tutaj decyduje się zasobność Waszego portfela i zakres Waszej wolności. Najwyższy czas to zrozumieć!