Dziel i rządź (póki możesz)
Donald F. Tusk, pewny kandydat do osądzenia przed Trybunałem Stanu, rozpoczął wczoraj kampanię wyborczą. Napisanie, że „z przytupem” byłoby znacznym wyolbrzymieniem. To co naobiecywał Polakom można nazwać raczej ostatnim podrygiem niego samego i jego szajki.
Jako „trochę socjaldemokrata”, Tusk nie mógł wystąpić z niczym innym niż przedwyborcze łapówki. Niestety państwowa kasa jest pusta jak dziurawe wiadro, więc to co zaoferował, to tak naprawdę nędzne ochłapy (np. podwyżki emerytur o 36 zł) a do tego dostępne dla bardzo małych grup społecznych (rodziców trzech i więcej dzieci z małymi przychodami).
Wpisuje się to doskonale w stałą praktykę rządzenia realizowaną przez wszystkie post-solidarnościowe rządy: jak najbardziej atomizować polskie społeczeństwo. Przyznając przywileje w wysokości zależnej od subiektywnej „ważności” danej grupy interesu, Tusk (tak jak i jego poprzednicy), może łechtać ich ego, kupując sobie kolejne kilka miesięcy spokoju. Jednocześnie wzrasta niechęć innych, nie obdarzonych w danym momencie niczym, za to zmuszonych ponosić owego rozdawnictwa koszty (co oczywiste). W ten sposób niegdyś hołubiono górników, później nauczycieli, a ostatnio postawiono rodziców pierwszoklasistów przeciwko wszystkim innym, dającym tym pierwszym bezpłatne podręczniki.
A przecież można inaczej… No nie. Zapędziłem się. Z tą szajką NIE MOŻNA. Ich trzeba wyłapać, posadzić i osądzić. Oby jak najprędzej.