Do niczego się nie nadajesz Mariolko… To pójdziesz pracować w ZUS-ie.
Jest taka teoria, że miłościwie nam panujący Donald F. Tusk ze swoimi pomagierami mają jednak pomysł na wyjście z kryzysu, ogólny dobrobyt, likwidację bezrobocia i inne takie tam duperele, jakie zajmują im czas między masowaniem słupków poparcia działaniami pozornymi a harataniem w gałę. Na przykład ostatni z wymienionych problemów zamiarują rozwiązać zatrudniając wszystkich Polaków na stanowiskach urzędniczych. Mają na tym polu niezłe osiągnięcia. Jak naprawdę na mało którym:
„Według stanu na dzień 31 grudnia 2012 roku zatrudnienie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych wynosiło 45903,848 etatów. W porównaniu do 2011 roku w Zakładzie nastąpił wzrost zatrudnienia o 175 osób. Wśród ogółu zatrudnionych pracowników w Zakładzie 55,34 proc. posiadało wykształcenie wyższe”. (…) „W 2012 roku udział kobiet w ogólnym stanie zatrudnienia wynosił 86,01 proc.”.
W Polsce więcej osób zatrudnia jedynie Kompania Węglowa i Poczta. Ale z pewnością nikt nie pobije ZUS-u pod względem liczby zatrudnionych kobiet!
Fakt iż instytucja obracająca największą ilością publicznych pieniędzy (grubo ponad 120 mld złotych, przy budżecie Państwa na poziomie 180 mld) leży w rękach wrażliwych i rozważnych z natury kobiet teoretycznie mógłby cieszyć. Praktyka niestety pokazuje, że najwidoczniej te bardziej kumate babki wybrały robienie kariery gdzie indziej, a do ZUS-u trafiły te którym albo nie chciało się prać mężowskich koszul i pilnować dzieciaków (czyli wykonywać typowo żeńskich zajęć), albo nie nadają się do niczego innego.
Potwierdza to nawet kolejny fragment z zazwyczaj feministycznie skrzywionej Gazety:
Polki chcą pracować w ZUS, bo nie ma tu za dużo nadgodzin. Łatwiej więc pogodzić życie rodzinne z zawodowym. Nie jest to też ciężka praca fizyczna. Jeśli ktoś nie dostanie emerytury i pisze odwołanie, wystarczy mu odpisać, że nie ma racji. A mało który petent decyduje się ubiegać o świadczenie z użyciem siły.
Całkiem jak w „Nie ma mocnych”: swoje godziny na państwowej posadzie odbębnić, a całe siły oszczędzić na własne gospodarstwo.
Znam wiele naprawdę kompetentnych kobiet. Niektóre doskonale sprawdzają się w typowo męskich rolach – np. jako dyrektorzy, albo przedsiębiorcy. Ba! Znam nawet doskonałe kobiety-kucharzy! Ale parę wyjątków nigdy nie zaprzeczy oczywistym faktom: kobieta nie nadaje się na posady wymagające zimnej kalkulacji, nie ulegania emocjom i myślenia abstrakcyjnego. Decyzje kobiet z ich natury są zmienne. Zależą od nastroju, fazy księżyca, cyklu menstruacyjnego, czy bogi wiedzą czego jeszcze!
Wysoki procent stanowisk obsadzonych przez kobiety w ZUS-ie świadczy tylko o tym, że mężczyźni (zwłaszcza młodzi chłopcy) nie uważają pracy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych za coś atrakcyjnego. Wolą posadę w firmie wytwarzającej jakieś namacalne dobro, albo pracę na własny rachunek. Ci bardziej przewidujący pakują manatki i wyjeżdżają za chlebem z Polski (najczęściej na stałe). Z drugiej strony w ZUS-ie potrzebne są jedynie bezmyślne (!) automaty. Wyrobnice masowo przetwarzające setki tysięcy zupełnie zbędnych dokumentów. Robiące coś, co miało być już dawno skomputeryzowane. Za co zapłaciliśmy Prokomowi grube miliardy złotych!
Nie dość zatem, że cała rzesza zdrowych dziewuch marnuje czas przekładając najczęściej nikomu niepotrzebne papierki, to jeszcze ich działalność skrajnie utrudnia życie Polakom. Wieloletnie badania wykazują, że Polska jest wciąż w czołówce krajów w których przedsiębiorca musi poświęcać najwięcej czasu na interakcje z rozmaitymi urzędami. Zarówno poprzez osobiste kontakty jak i konieczność wypełniania dziesiątek deklaracji, sprawozdań czy różnorakich obowiązkowych formularzy. W tym całym nieszczęściu właśnie ZUS jest nieustannie wymieniany jako najgorsze z czym polski biznesmen musi się zmierzyć.
I naprawdę nie ociepli wizerunku ZUS radosne „lokowanie produktu”, jakie zafundowały sobie za nasze 87.000 złotych beztroskie urzędniczki w bijącym rekordy popularności serialu o dzielnym księdzu-detektywnie na silnie skryminalizowanej sandomierszczyźnie:
(…) reklama ZUS-u wpleciona została w fabułę serialu. Bohater prowadzący własną firmę narzeka, że musi udać się do urzędu i załatwić formalności. To jednak nie problem, bo lepsze rozwiązanie podaje mu Tamara Arciuch, grająca w serialu Justynę Malec. Dziennik cytuje jej wypowiedź: „To jest taki e-urząd, bez ruszania się z domu, pracy. Wszystko załatwia pan przez komputer i na pewno poradzi pan sobie sam.”