Aluzju paniał
Rządzącej szajce grunt pali się pod nogami. Kolejne lata rządów PO-PSL pogrążają Polskę w biedzie. Korupcja rośnie w zastraszającym tempie, biurokracja osiąga szczyty nieznane dotąd europejskiej cywilizacji a działania trzymających władzę nakręcają bezrobocie. Krótko mówiąc: dramat.
W tak ciężkiej sytuacji odpowiedzialny mąż stanu podjął by działania zdecydowane, ale konieczne. Wynikałyby one z oceny sytuacji i miałyby za zadanie zastopować niekorzystne zjawiska. Sytuacja jest aktualnie taka: w wyniku nadmiernego fiskalizmu Państwa i absurdalnie wysokich kosztów pracy oraz marnotrawienia pieniędzy na potęgę (vide te wszystkie durnowate kampanie społeczne i monumentalne budowle), kasa państwowa świeci dnem. Co gorsza, dług publiczny przekroczy w 2013 już drugi próg ostrożnościowy (według metodologii stosowanej w UE stało się to zresztą już w roku ubiegłym). Aby odwrócić ten stan należy zlikwidować sprzyjające mu negatywne decyzje polityczne ostatnich lat, zmniejszyć wysokie podatki (w tym skandaliczny podatek od pracy – czyli tzw. ZUS), drastycznie ograniczyć wydatki budżetowe i zredukować (o rząd wielkości!) ilość urzędników.
A co robi pełniący funkcję Ministra Finansów RP Jan Antony-Vincent Rostowski? Dokładnie odwrotnie: podnosi podatki (VAT podniesiony „na chwilę” pozostanie w obecnej wysokości na nie wiadomo jak długo), likwiduje ostatnie ulgi podatkowe, utrzymuje na skandalicznie niskim poziomie kwotę wolną od podatku (w Polsce to od wielu lat niezmiennie 3091 zł – Wielkiej Brytanii: 46.600 zł, Niemczech: 33.000 zł). A do kompletu ogłosił właśnie, że jeszcze bardziej podniesie opresyjność systemu poboru podatków w Polsce, próbując m.in. ukrócić co raz powszechniejszą praktykę przenoszenia siedzib firm do krajów z bardziej liberalnym opodatkowaniem.
Rostowski nie wziął do siebie słów Księżniczki Lei:
– Im mocniej będzie pan zaciskał pięść, tym więcej systemów prześlizgnie się panu między palcami.
Opisała w ten sposób tzw. Efekt Tarkina:
Cóż się dziwić angielsko-polskiemu ministrowi. Jak wiemy nie zapoznał się on nawet z teorią Laffera, więc co tu mówić o mniej znanych prawidłach rządzących (wszech)światem… W każdym razie sądzę, że już niedługo będzie można mówić o Efekcie Rostowskiego:
Im bardziej niedouczony ekonomista zapatrzony w idee Keynesa, stara się zwiększyć wpływy budżetowe z podatków, tym mniej w owym budżecie jest pieniędzy!
A skąd miałyby się tam niby znaleźć? Kto miałby wypracowywać dobro, które może być opodatkowane? Jeśli ostatnimi działaniami rozwiewa się ostatnią nadzieję na pozytywne zmiany w tym kraju, to przekaz dla ciężko pracujących na swoim Polaków jest jeden: spierdalajcie stąd póki jeszcze macie taką możliwość! Rostowski mówi wyraźnie – nie obniżę podatków w Polsce i nie pozwolę wam prowadzić firmy zza granicy. Trwanie ze swoim biznesem w ojczyźnie jest w takim razie bez sensu. W ten sposób PO pozbywa się ostatniej grupy społecznej, która jeszcze utrzymuje ten kraj na powierzchni. Kiedy jej zabraknie, to kto będzie tworzył panu ministrowi budżet? Urzędnicy??