Choinka Knezia
Raz na zamku w Kocmyrzu okrutny kneź Dreptak
Kazał był burgrabiego powiesić na trzepak,
Za to, że ten burgrabia kradł wprost niesłychanie,
Lecz księżna zawołała: – Ja mam dziś trzepanie!
Muszę na święta z kurzu oczyścić kobierce,
Chcesz wieszać – szubienicę wystaw, moje serce!
– E, zaraz szubienicę! – krzyknął książe w gniewie
– Weźcie go i powieście, o, na tamtym drzewie!
Jakoż i powieszono skazańca na świerku
Stojącym przede zamkiem, na niedużym skwerku,
A skazaniec był w szaty świecące odziany
I miał na sobie śliczne, błyszczące kajdany
Z długimi łańcuchami, które przez igliwie
Zwisając, wśród zieleni lśniły migotliwie.
Kneź patrzył, a do serca mu wpełzały smutki
I wspomnienia, jak jeszcze był całkiem malutki,
I przypomniała mu się babcia starowinka,
Rodzice, stół, opłatek i śliczna choinka,
I łzy mu się polały, i chcąc przeszłość wskrzesić,
Zawołał: – Proszę jeszcze kucharkę powiesić!
Powieszono kucharkę, co w białym fartuchu
Wyglądała jak jeden z owych czystych duchów
Skrzydlatych, które zwykle w okresie choinki
Przynoszą dzieciom różne śliczne upominki…
Zaś książę pił i płakał i wołał wzruszony:
– Dowiesić kogoś z prawej…! teraz z lewej strony…!
Hetman wyżej…!, pan ochmistrz mi zasłania dwórkę…
Teściową koło pieńka, a wujka na górkę!
Właśnie śnieżek jął padać i wszystko przyprószył,
A kneź Dreptak do reszty urżnął się i wzruszył,
I wybełkotał: – Ludzie! Hej, czy mnie słyszycie?
Zasadźcie jeszcze kogoś tam, na samym szczycie,
I fertig, można siadać do świętej wigilii!
Lecz wszyscy albo zwiali, albo już nie żyli,
Więc kneź, co był od wódki zupełnie zaczadział,
Wylazłszy na choinkę – sam na szpic się nadział,
Bo choinka bez szpica – to już jednak nie to!
… to dobrze, gdy dyktator jest również estetą!