Jacy demokraci, taka demokracja
Za tydzień z okładem miną 4 lata od dnia, w którym na tym blogu zwróciłem uwagę na brak demokracji w tej naszej umiłowanej demokratycznej ojczyźnie („Dyktatura Wykształciucha”). Wtedy to stolec Marszałka Sejmu okupował miłościwie nam aktualnie panujący, znany antydemokrata – Bronisław Maria Komorowski. Dziś znalazł się w szeregach partii władzy członek godny swego poprzednika. Choć to kobieta.
Przypomnę, że Komorowski usprawiedliwiał wstępną selekcję ustaw, praktykę skrajnie niedemokratyczną i nie mającą absolutnie żadnego umocowania w Konstytucji RP tym, że:
„Nie można składać wniosków, które nie maja szans na realizację z uwagi na dostępne środki budżetowe. Musimy wyeliminować możliwość beztroskiego tworzenia ustaw.”
Genialny umysł Marszałka w mig potrafił ocenić skutki budżetowe każdej ustawy i segregował je według złotej zasady Gandalfa intymnie doradzającego kiedyś na antenie Trójki: projekty „zasadne” na lewą stronę biurka a te drugie od razu… do kosza.
Dziś kłamcy z PO uzgodnili bardziej wyrafinowane uzasadnienie swojej działalności:
„W Sejmie nie ma ani zamrażarki ani niszczarki. Komisja Ustawodawcza nie funkcjonuje od dzisiaj, ani od początku kadencji, ale odkąd pamiętam. Komisja ma odpowiadać na pytania zadane przez Prezydium Sejmu. Te pytania nie są kierowane dlatego, że marszałkowie mają taki czy inny humor. Te pytania są kierowane do Komisji Ustawodawczej tylko wtedy, kiedy Biuro Legislacyjne, instytucja funkcjonująca w Sejmie od zawsze, czy Biuro Analiz Sejmowych, wnosi wątpliwości co do tego, czy dany projekt jest zgodny z Konstytucją, z prawem Unii Europejskiej, umowami międzynarodowymi, czy ew. z prawodawstwem, które już funkcjonuje. W przypadku tych 33 projektów na 278, wstępna opinia Biura Legislacyjnego, które ocenia każdy projekt który wpływa do laski marszałkowskiej, to właśnie te 33 projekty co do których Biuro Legislacyjne miało wątpliwości, skierowało do oceny Komisji Ustawodawczej.”
Zatem cała afera to nieskończona troska o jakość naszego prawa, ze strony miłościwie nam panującej szajki.
A że jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami demokracji? Cóż, nie takie przepisy się obchodziło, prawda kamraci?
I w końcu nie wiem, czy cieszyć się czy nie, że życie co i rusz przynosi nam kolejne dowody na to, iż demokracja jest po prostu do dupy. Z tym, że my oczywiście już od dawna nie żyjemy w państwie demokratycznym – to jest mam nadzieję oczywiste! Jednak doszliśmy do dzisiejszej kumotersko-korporacyjnej oligarchii, właśnie dzięki tej szczątkowej demokracji z pierwszych lat po ostatnim przesileniu. Da się to kiedykolwiek rozliczyć?