Stary! Gdzie jest moja forsa?!
Co raz cięższe życie mają Polacy. Nie dość, że wszystko wokół drożeje za to zarobki stoją w miejscu – do kompletu Umiłowany Przywódca i jego kamraci nie ustają w wysiłkach żeby podnosić podatki, zwiększać akcyzy, czy podwyższać przymusowe składki na tzw. „ubezpieczenie społeczne”. Wszystko „żeby żyło się lepiej”. Tylko czy zdajemy sobie tak naprawdę sprawę z tego ILE zarobionych przez nas pieniędzy ONI nam pod różnymi pretekstami ZABIERAJĄ?? Spróbowałem to (z grubsza) policzyć. Wynik jest szokujący.
Państwo zabiera nam pieniądze pod postacią różnorakich podatków. Według prognozy budżetowej na rok 2012 będzie to:
- 132,5 mld zł – podatek VAT
- 61,6 mld zł – akcyza (czyli dodatkowy podatek naliczany przy sprzedaży prądu, gazu, benzyny, alkoholu, papierosów itp.)
- 29,6 mld zł – CIT (czyli podatek płacony od zysków przedsiębiorstw)
- 42,4 mld zł – PIT (czyli podatek płacony od przychodów osobistych)
- 1,7 mld zł – cła
- 15,1 mld zł – opłaty, grzywny, odsetki i inne
- 2,4 mld zł – wpłaty jednostek samorządu terytorialnego
Wszystko to razem daje kwotę 285,3 miliarda złotych, która w 100% będzie zapłacona przez obywateli RP.
Najgorsze jednak, że to wcale nie koniec. Bo jeszcze jest ZUS.
W przymusowych „składkach” na różne fundusze ZUS Polacy zapłacą w 2012 roku około 240 miliardów złotych! Już kiedyś pisałem, że ZUS to najpotężniejsza instytucja Polski!
Podsumujmy:
- Budżet: 285.300.000.000 zł
- ZUS: 240.000.000.000 zł
Razem: 525.300.000.000 zł (pięćset dwadzieścia pięć miliardów, trzysta milionów złotych). Ponad PÓŁ BILIONA ZŁOTYCH. W jeden rok. I absolutnie WSZYSTKO z naszych kieszeni. Taki jest koszt funkcjonowania Państwa Polskiego. Z grubsza. Do tego wszystkiego trzeba by jeszcze na przykład dodać pieniądze (wcale niemałe) jakie wpłacamy na rzecz samorządów lokalnych… Ale poprzestańmy na powyższej kwocie.
Jak to się ma do naszych DOMOWYCH budżetów? Zależy jak liczyć.
Według ostatniego spisu, w Polsce mieszka 38,5 miliona ludzi. Dzieląc sumę przychodów Państwa przez ilość mieszkańców wychodzi nam kwota jakiej każdy obywatel jest przez nie corocznie pozbawiany. Wychodzi 13.644 złote. Z górką tysiąc złotych na miesiąc. Jakby dodatkowa pensja! Dobrze byłoby mieć te pieniądze w kieszeni, prawda? Z tym, że tak naprawdę owa pensja mogłaby być znacznie wyższa! Ponieważ jak podaje GUS, ludność w wieku produkcyjnym, to zaledwie 24,5 miliona osób! I to ta część płaci zdecydowaną większość podatków w Polsce.
Zatem dodatkowa pensja każdego pracującego Polaka, której nie otrzymuje bo zabiera mu je Państwo, to
1786 złotych miesięcznie!
I to zakładając, że 100% osób między 19 a 59 (dla kobiet) albo 64 (dla mężczyzn) rokiem życia pracuje. Odejmijmy bezrobotnych i innych żyjących na garnuszku państwa i wyjdzie nam lekko 2000 złotych na głowę.
A co jeśli oboje małżonków w rodzinie pracuje? No? Zatkało kakało?
Nie ma co ukrywać, ale nawet 4000 złotych miesięcznie zabiera Państwo Polskie każdemu pracującemu małżeństwu. Już słyszę, jak pan Mieczysław z Sulęcic woła, że te wszystkie wyliczenia to jakaś brednia, bo „on z żoną mają razem na rękę tylko 2845 zł, więc jakim cudem Tusk zabiera mi aż cztery tysiące?”
Tłumaczę i objaśniam: dlatego właśnie, panie Mietku, nie zarabia pan z żoną 6 albo i 7 tysięcy na miesiąc, bo rząd zabiera panu większą część tej kwoty jeszcze ZANIM zdąży pan je dostać w swoje ręce od pracodawcy! Po prostu grabież rozłożona jest na tyle etapów, że cała ta kwota rozmywa się w szeregu mniejszych i większych sumek, które sukcesywnie są panu podkradane przez cały miesiąc.
Najpierw kiedy naliczona zostaje panu pensja w zakładzie pracy. Proszę spojrzeć na odcinek z wyliczeniem – to tam są największe części owych 4 tysięcy – składki na ZUS (choć są one sprytnie UKRYTE, więc widzi pan tak naprawdę tylko mniej więcej połowę rzeczywistej potrącanej panu kwoty – resztę niby płaci pracodawca, ale przecież wszyscy wiemy, że te pieniądze PAN wypracował), potem jest jeszcze podatek dochodowy, no i NIBY reszta jest już pańska.
Ale to niestety nieprawda. Bo to co panu zostało to smakowity kąsek dla naszego wciąż borykającego się z deficytem budżetowym Rządu. Ci dranie mają po prostu zbyt długą listę wydatków! Dlatego nie mogą pozwolić, żeby tak ładna sumka jak pańska wypłata pozostała tylko w pana gestii.
Kiedy płaci pan za cokolwiek, naliczony zostaje panu PODATEK. Jeśli jest to benzyna do pańskiego Matiza, płaci pan jeszcze gigantyczną akcyzę (i szereg innych podatków), kiedy kupuje pan ćwiartkę najtańszej wódki w Biedronce, to 80% ceny stanowią podatki, to samo z papierosami. Niech pan spojrzy na rachunek za prąd albo gaz. Oprócz VAT-u musi pan zapłacić także akcyzę. Proszę policzyć ile kosztowałaby 1 kilowatogodzina prądu, jeśli nie byłaby obciążona takim podatkami!
To tutaj, panie Mietku są owe 4000 zł.
Oczywiście Państwo nie może działać bez pieniędzy. Ale czy naprawdę musimy utrzymywać aż 680.000 urzędników? Tylko koszt ich wynagrodzeń to 32 mld złotych rocznie!
Co zrobić żeby ten stan zmienić? Potrzebny jest GNIEW pana Mietka. I MILIONÓW jemu podobnych z terenu całego kraju. Jak widać, metodami demokratycznymi w Polsce nie można zrobić nic. Władza tak się zabetonowała, że ignoruje nawet wolę ludu wyrażoną wprost poprzez 2 miliony podpisów. Szajce na wiejskiej w Warszawie wydaje się, że są nie do ruszenia. Że po wsze czasy będą rozdawać karty w kraju między Odrą a Bugiem.
Ale mylą się. Oj jak srogo się przekonają, że z Polakiem byle kto nie powinien zadzierać. Prawda panie Mietku?
Przecież nie pozwolimy się obrabiać w biały dzień jak dzieci?
P.S.
Po co jest ten tekst? Zobacz tutaj: Co z tą forsą?