Deregulacja przez picowanie

Co robi polityk któremu ewidentnie „nie wychodzi”? Ucieka do przodu. Druga kadencja PO u żłobu to jak dotąd pasmo klęsk i porażek. Tusk pilnie potrzebuje sukcesu. Wziął się więc za likwidowanie regulacji w dostępności do niektórych zawodów. Jak to łże-liberał, robi to wyrywkowo i niekonsekwentnie.

Kiedy myślę o „uwolnieniu zawodów prawniczych”, to widzę powrót do normalności, czyli możliwość wykonywania zawodu np. adwokata, czy notariusza, przez każdego kto zdobył odpowiednie wykształcenie. Zgoła inaczej wyobraża to sobie minister Jarosław Adam Gowin, który z polecenia Umiłowanego Przywódcy zajmuje się deregulacją na modłę PO. Ujawniony dziś dokument pokazuje ile wolności chce nam dać łaskawa ręka Premiera.

Obecnie, aby wykonywać zawód adwokata w III RP należy:

  1. ukończyć studia wyższe na wydziale prawa,
  2. odbyć 3-letnią aplikację adwokacką, albo zostać przyjętym na stanowisko związane ze „stosowaniem prawa” (w sądzie, prokuraturze albo innych organach Państwa) i odbyć tam staż (od 3 do 5 lat, w zależności od stanowiska),
  3. zdać egzaminy (wstępny i zawodowy), które przeprowadza komisja przy Ministrze Sprawiedliwości, z udziałem członków samorządu adwokackiego.

Droga jest kręta i długa, chyba że mamy rodzinę która nam pomoże przez załatwienie posady referendarza w sądzie, albo asystenta prokuratora…

Jak ma to wyglądać po tuskowej „deregulacji”?  Oto dosłowny cytat:

Skrócone do 3 lat zostaną okresy stosowania prawa wymagane do dopuszczenia do egzaminu adwokackiego. Następuje likwidacja części testowej egzaminu
adwokackiego. Znosi się obowiązek powołania zastępców członków komisji
egzaminacyjnej.

I to wszystko! Taka zmiana będzie skutkować tylko tak, że dzieci członków palestry uzyskają swoje upragnione uprawnienia jeszcze szybciej i w efekcie jeszcze bardziej utrudnią wejście na rynek usług prawniczych nieustosunkowanym konkurentom.

To prawda, że Gowin ogłosił także całkowite zniesienie ograniczeń w wielu przeregulowanych obecnie zawodach. Ale są to przypadki tak absurdalnie oczywiste, że należało zrobić to na początku pierwszej kadencji i najlepiej po cichu, żeby nie robić obciachu przed Światem. Dotyczy to spawaczy (w górnictwie), wiertniczych, liderów klubu pracy (co to w ogóle jest?), pośredników pracy, geodetów, trenerów (choć tu pozostawiono wymóg min. średniego wykształcenia – dlaczego trenerem nie może być ktoś po zawodówce?), przewodników turystycznych (ale już nie „górskich”, ci muszą wciąż przechodzić specjalne szkolenie, mieć min. średnie wykształcenie i przejść badania zdrowotne – pełna komuna), pilotów wycieczek, bibliotekarzy (wciąż będą musieli ukończyć studia wyższe, ale już nie będą musieli wykazywać się „dorobkiem”), taksówkarzy, pośredników nieruchomości.

Tusk kolejny raz daje dowód na to, że potrafi działać skutecznie tylko wtedy, gdy podnosi podatki (VAT), okrada nas z emerytur (OFE), albo chce zwiększyć inwigilację obywateli (ACTA). Wszystko inne to działania pozorne.

W skrócie: oczekiwać możemy jedynie tego, że będziemy dalej kopani w dupę.