Dlaczego nie powinniśmy podwyższać wieku emerytalnego

Słucham jak nasz „Umiłowany Przywódca”, wszechpremier z Gdańska, Donald Franciszek Tusk ściemnia w telewizorze, że nie ma innej opcji niż podwyższyć wiek przechodzenia na emeryturę, bo „żyjemy coraz dłużej”. To brednia. I mam zamiar dobitnie to udowodnić.

Powszechny system zabezpieczenia emerytalnego to wynalazek stosunkowo młody. Cesarz Otto von Bismarck wprowadził go jako część pakietu reform socjalnych w 1889 roku. Obejmował wtedy pracujących, którzy osiągnęli wiek 70 lat. Jako że średni wiek życia wynosił wtedy lat mniej więcej 60, tak naprawdę do emerytury dożywało niewielu. Z czasem (w miarę postępów socjalizmu), wiek emerytalny obniżano. Dziś jest to nieco ponad 60 lat. Jednocześnie (dzięki postępom kapitalizmu), żyjemy coraz dłużej. I lepiej. Wygodniej.

Oba te procesy (wzrost poziomu życia i obniżanie wieku emerytalnego) postępowały dotąd jednocześnie. Wynikają one z postępu technicznego. Rewolucji przemysłowej XX-wieku. Dzięki potędze umysłu ludzkiego, człowiek może wytworzyć więcej, mniejszym nakładem sił i środków!

Jeśli tak jest (a nie można temu zaprzeczyć), to nie ma żadnego argumentu za tym, żeby zmuszać nas do dłuższego „odkładania” na emeryturę. Nawet jeśli żyjemy dłużej i średnio przez dłuższy czas będziemy z owych pieniędzy żyć. W końcu widać gołym okiem, że obecnie wytwarzamy dobra o niebotycznie większej wartości niż działo się to np. w Średniowieczu… Co by nas mogło powstrzymać przed czerpaniem korzyści z owoców pracy naszych rąk i umysłów dłużej, niż mogli sobie na to pozwolić nasi przodkowie, którzy nie znali jeszcze komputerów wykonujących w mig pracę która kilkadziesiąt lat wcześniej zabierała godziny (albo dni) żmudnej harówki? Kiedy nie istniał Internet, dzięki któremu nie tylko można oglądać roznegliżowane panie w każdej wyobrażalnej pozie, ale także prowadzić interesy z dowolnym zakątkiem Świata nie ruszając się zza biurka we własnym domu?!

Dlaczego zatem wciąż trzeba dopłacać do ZUS-u? Dlaczego politycy, dziennikarze i różnego autoramentu analitycy straszą nas, że już za moment nastąpi krach emerytalny i bez poważnych zmian zasad, nasze emerytury są zagrożone? Odpowiedź jest prosta, choć kilkuelementowa:

  • pieniądze na nasze emerytury nie są i nigdy nie były odkładane na żadne „konta” w ZUS-ie. Są one natychmiast po wpłacie na rachunek ZUS wypłacane obecnym świadczeniobiorcom. Dlatego nie mogą one pracować, co zwiększałoby nasz emerytalny kapitał. Lepiej byłoby odkładać na starość w pierwszym lepszym banku.
  • ZUS z jednej strony ma tutaj rolę trochę niewdzięczną, bo jest przecież jedynie narzędziem do wykonywania zarządzeń Ustawodawców, ale do ogólnego bałaganu i marnotrawstwa jakie w postaci uchwalonego prawa wychodzi z Parlamentu dodaje swoje trzy grosze. Jak każda państwowa instytucja w Polsce zatrudnia zbyt wielu pracowników, którzy wykonują kupę zupełnie zbędnej roboty. Co więcej, ich „praca” komplikuje życie przedsiębiorcom, którzy przecież utrzymują ten kraj. Do tego wszystkiego ZUS marnotrawi pieniądze w klasyczny, polski sposób: topiąc je w dziesiątkach zbędnych, nietrafionych inwestycji. Bizantyjskich siedzibach, przepłaconych (i jednocześnie niesprawnych) systemach informatycznych, czy w końcu w nietrafionych kampaniach społecznych. Przez ZUS tracimy kolejną część naszych emerytur.
  • Przez ostatnie dwadzieścia z górką lat, kolejne rządy starały się przekupić różnorakie grupy społeczne, nadając im wyjątkowe przywileje. Najczęściej emerytalne. Prawo do wcześniejszej emerytury mają więc nie tylko pracujący w szczególnie uciążliwych warunkach (np. górnicy, czy hutnicy), ale także policjanci, odlewnicy, nurkowie, rybacy morscy, piloci (i stewardessy), wiertnicy, stoczniowcy, drwale, garbarze i wiele innych! Do tego wszystkiego jakiś czas wymyślono, że można „oczyścić” rynek pracy i zmniejszyć bezrobocie wysyłając osoby, którym mało brakuje do ustawowego wieku emerytalnego na tzw. „emerytury pomostowe”. Wszystko to spowodowało powstanie całej rzeszy młodych emerytów, których nie ma kto teraz utrzymać.
  • Do kompletu proszę policzyć wszystkich pobierających „załatwione” renty zdrowotne. Jeszcze kilka lat temu wystarczyło przez rok, dwa pochodzić po lekarzach, nazbierać grubą teczkę różnorakich badań, obowiązkowo zaliczyć sanatorium (ew. pobyt w szpitalu) i rentę miało się jak w banku. W tej chwili jest trochę trudniej. Ale dla chcącego nic trudnego. Polak potrafi. Niektóre przypadki znam osobiście i muszę przyznać, że są doprawdy kuriozalne. Jak w tym kraju ma być normalnie?

Rząd RP który nie bałby się się wyzwań, który myślałby naprawdę o dobru obywateli a nie tylko o dotrwaniu do następnej kadencji, wziąłby sobie na celownik właśnie te cztery wymienione wyżej dziury, przez które uciekają zarabiane przez uczciwych obywateli pieniądze. Zamiast tego Donald i jego kamraci rozpaczliwie szukają sposobów na dodatkowy drenaż kieszeni tych którym jeszcze w tym kraju chce się pracować i płacić podatki.

A jest ich coraz mniej:

Statystycznie rzecz biorąc każdego dnia w minionym roku działalność zawieszało ponad 170 firm. To znak, że porażka w działalności gospodarczej jest coraz częstszym zjawiskiem – komentują eksperci. Taką tezę potwierdzają inne dane GUS o liczbie wyrejestrowanych w ub. roku firm. Z gospodarczej mapy Polski zniknęło ponad 310 tys. podmiotów – ok. 100 tys. więcej niż rok wcześniej.

Przymusowy system ubezpieczeń to zło samo w sobie, ale argumentacja za zmianami jaką wciska nam łże-liberalna PO to już naprawdę nic nie warta kupa gówna. Dlatego jestem gotów sprzymierzyć się z każdym, nie ważne czy będą to socjaliści z Solidarności, czy katoliccy fundamentaliści od Rydzyka, żeby przeciwstawić się Tuskowi. Warto. To będzie dobry trening przed czasem Wielkiego Gniewu.

A ten nadejdzie wczesnym latem.