Nie prawica, nie liberał…
Nasz Umiłowany Przywódca raczył przesiedzieć wczoraj bite siedem godzin na niewygodnym krześle w ramach „społecznych konsultacji” w sprawie umowy ACTA. Ten dziwny obrządek był wczoraj powszechnie transmitowany w mediach i jest wciąż szeroko komentowany. Wydaję mi się, że wszelkie dywagacje o sprawach tam poruszonych są w tej chwili stratą czasu. Tusk et consortes wyraźnie dają do zrozumienia, że ostateczne decyzje już zapadły i to na takim szczeblu, że „nie możemy się wyłamać z szeregu rządów 30 państw”.
Jak nie można, to szlus i kropka. Można za to przeprowadzić analizę zachowań premiera i wychodzą rzeczy bardzo ciekawe.
Donald Tusk kilkukrotnie wczoraj powtórzył, że „nie będzie zmieniał swoich decyzji pod wpływem pojedynczych grup nacisku”. To bardzo ciekawe, bo jak dotąd każdy rząd choć częściowo brał pod uwagę postulaty najróżniejszych grup, a im były one wyrażone głośniej, tym bardziej brano je pod uwagę. Wystarczy przypomnieć sobie jak to było z przywilejami górniczymi, czy nauczycielskimi.
Co więcej, Tusk z góry zapowiedział, że nie zgodzi się na referendum. I to nie tylko o ACTA, ale także w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego! To już jawne pogwałcenie zasad państwa demokratycznego i ewidentne naruszenie konstytucyjnego prawa obywateli do wyrażania bezpośrednio woli większości!
Takiemu zachowaniu mógłbym jedynie przyklasnąć, gdyby nie małe ale… Zawsze twierdziłem, że demokracja to samo zło i nie prowadzi do niczego dobrego. Nikt mi nie wmówi, że większość zawsze ma rację. Że głos profesora jest równy głosowi bezrobotnego spod budki z piwem. To nie tylko wbrew logice, ale także zdrowemu rozsądkowi. Kiedy teraz mój* premier zachowuje się skrajnie antydemokratycznie, teoretycznie powinienem się cieszyć. Tak? Niestety nie jest mi do śmiechu.
Problemem są powody, dla których Donald Tusk tak się zachowuje. Gdy popatrzy się na poprzednią kadencję rządów koalicji PO-PSL, to może nie było to jeszcze tak widoczne, ale od ostatnich wyborów nikt nie może mieć najmniejszych złudzeń: osoby sprawujące obecnie najwyższą władzę w Polsce, to wyalienowana kasta, której przyświeca wyłącznie jeden cel – trwanie u władzy wbrew wszystkim i wszystkiemu. O Tusku i jego kolegach nie można z czystym sumieniem powiedzieć „prawica”, „liberałowe” ani nawet „lewica”, czy choćby „centryści”. Ci ludzi NIE MAJĄ żadnych poglądów politycznych, albo dokładniej: NIE KIERUJĄ SIĘ ŻADNYMI POLITYCZNYMI POGLĄDAMI.
Jedyne co ich napędza do nieodparta chęć sprawowania władzy. Ich antydemokratyczne działania mają na celu ugruntowanie ich przywództwa. Jeśli widzą dziurę w państwowej kasie, to nie kombinują jakby tu zmniejszyć swoje wydatki, bo w ich odczuciu nie po to są u WŁADZY, żeby czegokolwiek SOBIE, lub SWOIM ludziom odmawiać. Jeśli zaczyna im doskwierać nadmierny deficyt finansowy, to po prostu uchwalają prawa rabujące JESZCZE WIĘCEJ pieniędzy swoim poddanym. I nie kerują się przy tym absolutnie żadnymi zasadami, ani prawicowej wolności gospodarczej, ani lewicowej sprawiedliwości społecznej. Zasadę mają niezmiennie jedną: TRWAĆ ZA WSZELKĄ CENĘ U ŻŁOBU.
Widzę w tym uderzające podobieństwo do kolejnych rządów PRL. Zwłaszcza do tych z okresu 1970-1989. Gdyby tak dokładniej porównać układ polityczny Polski z czasów Edwarda Gierka do obecnego, to uważny obserwator znalazłby zaskakująco wiele elementów wspólnych:
- WTEDY panowała socjalistyczna frazeologia, TERAZ każde działanie podciąga się pod mityczne standardy europejskie. I kiedyś i dziś były to jedynie słowa-wytrychy. Władza czymś musiała uzasadniać swoją linię. Chodziło i tak o jedno – o władzę.
- WTEDY niby panowała całkowita demokracja i pluralizm, TERAZ wolność wypowiedzi i zrzeszania są teoretycznie niepodważalną zdobyczą rewolucji Solidarności. Ale tak samo jak za Gierka, tak i teraz możliwości korzystania ze „zdobyczy demokracji” są mocno wirtualne. Kiedyś mogłeś głosować na dowolną partię, o ile była ona członkiem FJN. Teraz każdy może założyć partię, ale szansę na wybór masz tylko wtedy, jeśli koncesjonowane media raczą cię zauważyć i przedstawić w odpowiednim świetle. A i tak masz nikłe szanse w walce o ogłosy z partiami władzy, które pieniądze na swoją działalność czerpią pełnymi garściami z naszych wspólnych kieszeni.
- WTEDY niektóre dobra były ekstremalnie trudno dostępne. Na przykład zakup samochodu był nie tylko ogromnym wydatkiem, ale samo prawo do takiej transakcji trzeba było sobie jakoś „załatwić”. Niektórzy jednak, wybrańcy wiszący u cycka władzy, mogli luksusowe importowane samochody otrzymać za pół darmo. DZIŚ państwo co prawda nie rozdziela talonów na samochody, ale selektywnie wspomaga odpowiednich obywateli poprzez szeroko rozwinięte programy dofinansowań. Są one absolutnie sprzeczne z zasadami gospodarki rynkowej (która wpisana jest w naszą konstytucję!), ale zapewniają poparcie określonych środowisk, które mają wtedy powody by się odwdzięczać przy wyborczej urnie. O nic więcej nie chodzi.
Nie ma co ukrywać. W 1989 roku wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Nawet jeśli początkowo padał zaledwie słaby kapuśniaczek, to z czasem rozwinął się on w taką samą ulewę jak „za komuny”. Nie ma sensu stać i moknąć jak debile. Czas otworzyć oczy i w końcu zauważyć, że wcale nie musimy pozwalać na trwanie u władzy tej szajki – bo „to co prawda kłamcy i złodzieje, ale przynajmniej to nasi”.
* – Pisząc „mój premier” mam oczywiście na myśli fakt, że są to funkcjonariusze pełniący odpowiednie funkcje we władzach Mojego Kraju. Zdecydowanie NIE oznacza to, że są to moi faworyci!!!