Turbo katabas
Jak wiadomo każdy Polak zna się na sporcie (no, może z wyjątkiem pani Magdaleny Środowej, polecam jej absurdalny tekst o wypadku Kubicy na stronie „Gazety”), a wice prezes „Kościół Katolicki w Polsce sp. z o.o.” zna się oprócz tego na pieniądzach. I wcale tego faktu nie ukrywa. Widać lata posługi u boku prawej ręki Panaboga w centrali firmy w Watykanie nauczyły go, że można sobie odprawiać różne śmichy chichy, przebierać się w sukienki, opowiadać androny o wiecznym życiu, ale najważniejsza jest żywa gotówka. Po powrocie do Polski biznes idzie mu wyjątkowo dobrze. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu śmierci Szefa zarobił grube miliony złotych wydając pod swoim nazwiskiem wyidealizowane wspomnienia z lat pracy w centrali. Udało mu się to sprzedać pod niemal każdą postacią: książek (w twardej i miękkiej oprawie), słuchowisk czy w końcu filmu, na który obowiązkowo zaganiano dzieciarnię z całej Polski.
Prezes Dziwisz (bo oczywiście o nim mowa), chyba nie miał czasu poukładać wszystkich stosów z forsą w swoim przepastnym skarbcu, kiedy szybkim krokiem zbliżają się kolejne żniwa. Ustalono, że Szef zostanie wkrótce „beatyfikowany” – można na tym w końcu nieźle zarobić.
Nasz bohater to człowiek zaradny (jak każdy Góral) i już za życia Szefa postarał się o zebranie artefaktów, które w odpowiednim czasie będzie można spieniężyć. Co prawda żyjemy w XXI wieku i ludzkość ma za sobą tysiące lat kształtowania cywilizowanych zachowań, ale najwyraźniej nie obowiązują one facetów w sukienkach. Wyobraźcie bowiem sobie, że Dziwisz ma w swoje kolekcji m.in. fiolki z krwią JP2! Podkradł je przy okazji operacji chirurgicznej, jaką przeprowadzano niegdyś Szefowi… Od jakiegoś czasu słychać było, że prezes-kardynał zamiaruje podzielić swoją kolekcję między różne krajowe miejsca kultu w celu uatrakcyjnienia tych przybytków, coby więcej i więcej maluczkich mogło w zębach przywozić tam swoje dutki. Tak też się stanie, zapewne po jakiejś wewnętrznej licytacji – bo chętnych z różnych oddziałów KK sp. z o.o. jest więcej niż magicznych przedmiotów.
Z pewnością niepocieszony będzie jeden ze zwyciezców przetargu, bo Dziwisz właśnie podarował (poza kolejnością) kropelkę krwi JP2 dochodzącemu do siebie po ciężkim wypadku Robertowi Kubicy.
Jeśli jest JEDEN pozafinansowy argument za tym ruchem, to bardzo proszę o komentarz (pod spodem). W moim odczuciu nie ma ani moralnych, ani religijnych, ani żadnych innych argumentów, poza widoczną jak na dłoni chęcią kardynała-biznesmena do sprowokowania rewanżu jednego z najbogatszych Polaków za ten groteskowy prezent. Klecha natychmiast zaprosił przecież („do pierwszego rzędu”) Kubicę na uroczystości beatyfikacyjne. Nie przystoi przecie przyjść podziękować Panbogu za cudem przywrócone zdrowie z pustymi rękami.
Nie słyszeliśmy żeby Dziwisz z równą troską pochylał się nad jakąkowliek ofiarą wypadku samochodowego, których co dzień zdarza się w Polsce dziesiątki. Nie pofatygował się do nich nawet z nic nie wartym obrazkiem… Co więcej, nawet niektórzy pracownicy KK sp. z o.o. krytykują naszego obrotnego katabasa za zbytni pośpiech w ofiarowniu relikwii. Ponoć nie ma ona magicznej mocy przed oficjalnym ogłoszeniem beatyfikacji…
Nie pierwszy to raz chciwość zaćmiewa ludziom oczy. Pięknie byłoby, gdyby w podzięce Robert ofiarował Kościołowi np. kawałek bandaża ze SWOJĄ krwią, lub coś równie symbolicznego. Dałbym prawie każde pieniądze, żeby zobaczyć wtedy minę Dziwisza.