Troska hodowcy

Jakżeż my lubimy kiedy się nad nami pochylają. Kiedy dbają o najmniejszy aspekt naszego życia. Nasz minister od deficytu budżetowego ostatnio wszędzie tłumaczy jaka to wielka troska o NASZE pieniądze spowodowała zmianę zasad podziału „składek emerytalnych” między szajkę państwową (ZUS) i szajki prywatne (OFE). Serce roście, kiedy się widzi taką szczerą troskę wysokiego urzędnika. O swoje tak nie dba jak o nasze…

Oczywiście prawda jest zupełnie inna. Minister Jan Vincent Rostowski, występujący pod pseudonimem „Jacek Rostowski”, martwi się wyłącznie o własny stołek i utrzymanie status quo swojej kasty. Niefortunny wpis w Konstytucji RP powoduje, że beztroska działalność polityków byłaby mocno utrudniona, gdyby przekroczyć 55% zadłużenia w stosunku do PKB a wręcz niemożliwa po osiągnięciu progu 60%. To i TYLKO to spowodowało, że Tusk i spółka wzięli się ponownie za kreatywną księgowość i za pomocą magicznych sztuczek zażegnali niebezpieczeństwo przymusowego zaciskania pasa na szczeblu centralnym. Oczywiście na jakiś czas. Gdzieś tak do wyborów. Co będzie potem nikt nie wie a ci co się domyślają albo nie puszczają pary z ust (Rostowski), albo dają rady kolejny raz potwierdzające kto w tym kraju jest podmiotem a kto przedmiotem wielkich operacji finansowych (vide były kumpel Jana Vincenta – profesor Leszek Balcerowicz).

Balcerowicz, były członek PZPR, były etatowy pracownik Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR, były przewodniczący lewicowej partii Unia Wolności, zawsze potrafił się ustawić. Jego karierze nie przeszkadzał ani PRL (kto w latach 70. ubiegłego wieku mógł studiować w Nowym Jorku?), ani stan wojenny (staże na zachodzie Europy), ani upadek własnego rządu, czy rozpad partii (ciepłe posadki w różnych instytucjach finansowych Polski i Europy). Ten facet wie jak się ustawić. A ostatnio pozuje na jedynego sprawiedliwego bijąc na alarm w sprawie zadłużenia Państwa… Rychło w czas, towarzyszu Balcerowicz.

Profesor objawił nam wczoraj swoje wyliczenia dowodzące, że (i tu niespodzianka) – to politycy rozsadzili finanse publiczne!!! Cóż za odkrycie! No to chyba noblistę 2011 w kategorii Ekonomia już poznaliśmy… Balcerowicz nie poprzestał jedynie na analizie sytuacji. Jako prawdziwy naukowiec podzielił się jednocześnie swoimi głęboko wydumanymi radami, mającymi owe mityczne publiczne finanse rychło uzdrowić. Sprowadzają się one właściwie do jednego: przykręcać śrubę. Mała próbka:

  • stopniowe podwyższanie wieku emerytalnego…
  • likwidacja przywilejów emerytalnych…
  • rozszerzenie rzeszy płacących na ZUS…
  • obniżenie zasiłków i ulg.

Przy tym wszystkim utworzenie „centrum usług wspólnych dla administracji” to już naprawdę kwiatek do kożucha, mający chyba jedynie pokazać że oszczędności pochodzić będą także z jakichś marginalnych cięć w biurokracji a nie wyłącznie z ODBIERANIA PRAW NABYTYCH. Cóż, towarzysz Balcerowicz ma jak widać jedną radę na biedę: dokładniej przetrzebiać kieszenie swoich ofiar podopiecznych. Cóż za troska.

Wystarczy jednak zmienić optykę i popatrzeć z punktu widzenia naszych „opiekunów„. Pomocne przy tym będzie zapoznanie się z wywiadem jakiego ostatnio udzielił minister „Jacek” Monice Olejnik. W materiale tym widać jak na dłoni, że Rostowski traktuje Polaków jak bydło. W znaczeniu absolutnie dosłownym. Jak hodowaną wyłącznie dla gospodarskich korzyści rogaciznę, która nie musi (wręcz nie powinna) wiedzieć w jakim celu jest hodowana. Ma jedynie żreć co mu dają, trawić to w spokoju, wypróżniać się regularnie i wynagradzać swojego hodowcę jak największą ilością „korzyści„. I tu różnica: krowy dają mleko i mięso, a ludzie tylko pieniądze. Poza tym, nie ma absolutnie żadnych różnic (no może jest jeszcze jedna: krówki i świnki mają lepszą i tańszą opiekę zdrowotną – tam jeszcze nie dotarło NFZ). Mimo usilnych starań Olejnik (która jak wiadomo potrafi być upierdliwa), Jan-Vincent vel Jacek nie odpowiedział na ani jedno niewygodnie dla siebie pytanie. Najwyraźniej o pewnych sprawach bydło wiedzieć nie musi.

Konkluzja: Balcerowicz i Rostowski pozornie stoją obecnie po dwóch stronach barykady, ale ów antagonizm jest zupełnie pozorny. Jeden i drugi to cyniczni spryciarze nastawieni na drenaż naszych portfeli. A że akurat się nieco poprztykali? Cóż, w końcu oni mają osobne portfele. I nie chcą, żeby za bardzo było w nich widać dno. No, mućki! Klapki na oczy i do roboty.