Skała, czyli klapa.

Mamy w Polsce urodzaj na śpiewające kobiety. Dziesiątki gwiazd i gwiazdeczek pojawia się i znika ale całkiem spora grupa to diwy będące diamentami w tym morzu błyszczących szkiełek. One zostawiają trwały ślad – piękne piosenki które przechodzą do kanonu. Z pewnością jedną z nich była Kayah. Ale wczoraj wydała swoją kolejną płytę, zatytułowaną: „Skała„. No i po Kaśce. Skończyła się definitywnie.

Skała” to album tworzony przez bardzo długi czas. Jego premiera była wciąż przesuwana, ale nie słychać tej nadzwyczajnej pracy dojrzałej artystki, dysponującej odpowiednimi środkami, gronem profesjonalnych współpracowników i (zwłaszcza) ogromnym doświadczeniem. Płyta nie będzie zaskoczeniem dla kogoś, kto (jak ja) obserwuje karierę Katarzyny Szczot od momentu „Córeczko, wolała bym żebyś była chłopcem”, bo Kayah od zawsze ciągnęło do takiego niezobowiązujące plumkania, jakie zaprezentowała na tej płycie. Ale takie granie jest dobre na jam session wśród przyjaciół, a nie na kolejną po dłuższej przerwie produkcję mainstreamowej piosenkarki pop! Płyta jest senna, bez żadnych wyszukanych aranżacji, bez pomysłów na zaskoczenie słuchacza. Najciekawsze momenty płyty to nawiązujące wprost do albumu „Kamień” z 1995 roku piosenki „Dla mnie to skarb” (duet z kimś brzmiącym jak Piasek – niestety w albumie nie ma ani słowa o tym kto tu śpiewa), „Ocean spokojny już” i piosenka „Jak skała” (która zaczyna się tak naprawdę dopiero po drugiej minucie i sądzę, że wybranie tego utworu na pierwszy „singiel” to ewidentny strzał w stopę – tego nikt nie będzie puszczać w radio). Poza tym, głównym grzechem „Skały” to w mojej opinii brak osoby z pomysłem, która pokierowała by nagraniami, aranżacją i zgraniem całości. W książeczce dołączonej do płyty jako producenci wymienieni są Krzysztof Pszona, Kayah i Andrzej Smolik. Wygląda na to, że te trzy osoby nie potrafiły znaleźć przez dwa lata produkcji jakiejś wspólnej podstawy, wokół której można by zbudować kompletny i spójny utwór jakim jest album popowy. Zamiast tego powstała płyta, którą można streścić jednym zdaniem: „Skała” to remake „Kamienia”, tylko z prostszym, bardziej akustycznym brzmieniem. Czy na to czekają fani Kayah A.D. 2009??

Tak naprawdę, to w „Skale” najbardziej podoba mi się ZDJĘCIE na wewnętrznej obwolucie albumu:

kayah

Może zamiast CD z muzyką, Kayah powinna wydać album z fotografiami? Ja z pewnością zapłacił bym te kilkadziesiąt złotych na dobrej jakości wydawnictwo prezentujące wyłącznie piękne fotosy Kasi. No, ale ci którzy mnie znają wiedzą, że ze mnie niezły fetyszysta…

P.S.

Obrazu rozpaczy i nieprofesjonalizmu dopełnia oficjalna strona internetowa Kayah.pl:

kayah

Promocja albumu najważniejszego wykonawcy wytwórni Kayax to jedna, statyczna strona (zrobiona w znakomitym, ale jednak DOMOWYM edytorze wizualnym iWeb), z kilkoma maleńkimi fotkami i nie działającym filmikiem…  Żenada.