Odrażający, brudni, źli
Nie mam szczęścia do marszałków. Wczoraj naraził mi się Marszałek Sejmu, dziś Vice-Marszałek. Pan Stefan Niesiołowski to pokraczne indywiduum polskiej polityki o życiorysie pełnym zaskakujących zwrotów. Niegdyś bezkompromisowy bojownik o Wolną Polskę, później zajadły propagator przekształcenia Polski w państwo wyznaniowe (i jednocześnie zdecydowany przeciwnik Unii Europejskiej), a dziś prominentny działacz PO. Pan poseł sprawia wrażenie osoby cierpiącej na szereg zaburzeń emocjonalnych, notorycznie nadużywającej określeń w stylu „haniebny”, „ohydny”, „podły”.
Dziś pan Marszałek dopuścił się rzeczy haniebnej, ohydnej i jednoznacznie podłej. W imię partykularnych interesów partyjnych próbuje bagatelizować zbrodnię popełnioną na narodzie polskim przez Związek Radziecki (Dziennik.pl):
(…)
PiS mówi, że zależy mu przede wszystkim na tym, by w uchwale nazwać Katyń ludobójstwem, a pan ponoć się na to nie godzi. Dlaczego?
Nie ma na to zgody pozostałych klubów. Ale ja się na to też nie mogę zgodzić.
Dlaczego?
Bo to jest nieprawda.
To nie było ludobójstwo?
Nie. To była zbrodnia wojenna. Ludobójstwo to jest zagłada narodu. W historii do tej pory były dwa ludobójstwa: Holokaust i wielki głód na Ukrainie. Katyń to było coś innego. Polscy oficerowie odmówili współpracy z komunistami i zostali zamordowani. Ci, którzy na nią poszli, przeżyli, jak Berling. Poza tym przyjęcie takiego stanowiska miałoby bardzo poważne konsekwencje polityczne.
Otóż pan Marszałek Sejmu RP jest w błędzie. Zbrodnia Katyńska to jeden z ewidentnych przykładów ludobójstwa. Za Wikipedią:
Za ludobójstwo jest w Polsce prawnie uznawana oprócz zbrodni hitlerowskich określonych w wyroku Trybunału w Norymberdze – zbrodnia katyńska (stanowisko prokuratury i Instytutu Pamięci Narodowej, potwierdzone wnioskiem prokuratury ZSRR do Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze z 1946, zarzucającym zbrodnię katyńską Niemcom z prawną kwalifikacją zbrodni ludobójstwa).
I jestem przekonany, że nie tylko historyk, ale nawet polski entomolog powinien co do tego nie mieć wątpliwości.
Niesiołowski to jedna z twarzy PO – partii władzy skoncentrowanej nie na haśle „aby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej„, a raczej jak zwykle – „zdrowie wasze w gardła nasze„, czy „rząd się sam wyżywi„. Czy jest jakaś granica łajdactwa, którą muszą przekroczyć rządzący, żeby suweren (czyli tzw. „lud”) w słusznym zrywie ich obalił i wprowadził nową wartość? A czy jest taka brama, przez która nie przejdzie osioł wyładowany złotem? Dziś za złoto wystarczą igrzyska w telewizji. „Taniec z gwiazdami”, albo „M-jak Miłość” i suweren siedzi cicho. Co tam jakiś Niesiołowski…