Na 1 września
70 lat temu po raz kolejny politycy postanowili rozwiązać międzynarodowe spory w sposób naturalny dla swoich czasów – poprzez wojnę.
Plan był prosty: dwa totalitarne kraje ustaliły, że zniszczą odrodzoną Rzeczpospolitą. Prawie im się udało. Tamta tragedia do dziś odbija się nam czkawką i na nic się zdadzą zaklęcia współczesnych, pożal się Boże, „polityków” o ciągłości… Tamtej Polski już nie ma i nigdy nie będzie. Nie ma, bo została zabita. Bo kiedy zabija się elitę narodu, to naród z czasem chamieje. A elitę Drugiej Rzeczpospolitej stanowili zabici przez rosyjskich barbarzyńców w Katyniu oficerowie Wojska Polskiego, profesorowie i nauczyciele mordowani przez Niemców w okupowanej Polsce, polscy przedsiębiorcy wyznania mojżeszowego planowo eksterminowani na terenie wszystkich podbitych zakątków RP, czy w końcu setki tysięcy urzędników państwowych (kiedyś taki tytuł coś oznaczał), lekarzy, prawników albo artystów, których wojenna zawierucha wygoniła z Ojczyzny i nigdy już do niej nie powrócili.
To jest największa strata Drugiej Wojny Światowej. Nie zburzone mury, zniszczone mosty czy spalone wioski! Nawet zrównana z ziemią Warszawa podniosła się do jako takiej świetności w „warszawskim” tempie. Ale co z tego, skoro wypełnili ją INNI ludzie. Bo natura nie znosi próżni. A kiedy brak zdrowej tkanki, zapycha dziury czym popadnie. „Nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera” – takie powiedzenie było popularne w owym strasznym półwieczu, kiedy rządzili nami politycy przywiezieni w workach po kartoflach z Moskwy (teraz rządzą ich dzieci i wnuki, zatwierdzeni przez Brukselę…). Bardzo szybko w PRL-u zniknął jakikolwiek prestiż który kiedyś był klejnotem osób pełniących funkcje publiczne. Nie mogło zostać zachowane coś, czego nowa „elita” nie pojmowała a nawet pojąć nie chciała! A skutki są widoczne gołym okiem. Wystarczy się rozjrzeć.
Dlatego uważam, że Polska jest największą ofiarą II Wojny. Mimo tego, że polski żołnierz wykazał się nadzwyczajnym męstwem w Kampanii Wrześniowej (nie to co tchórzliwe armie Czechosłowacji, czy Francji), to zostaliśmy bezczelnie zdradzeni przez praktycznie wszystkich, bez wyjątku, „sojuszników”: Francję i Wielką Brytanię, Związek Radziecki a także Stany Zjednoczone, które w imię swoich własnych interesów bez najmniejszych skrupułów wepchnęły nas w szpony Stalina.
Ale jestem ostatnim, który będzie się żalić. Powyższe to jedynie krótkie podsumowanie faktów, żeby nie zdarzyła się taka sytuacja, że za rok lub dwa, przy okazji kolejnej rocznicy, nasi (?) politycy będą przepraszać za rozpętanie światowego konfliktu. O wiele ważniejsze dla nas jest to, żeby w końcu powstać z kolan. Przestać wyliczać rany (czego wybitnym przykładem jest idiotyczne porównywanie polskich strat do „holocaustu” przez aktualnego Prezydenta RP) i stworzyć Nową Polskę. Silną jak za najlepszych czasów (niekoniecznie tych z dwudziestolecia międzywojennego). Silną zarówno zbrojnie, gospodarczo jak i intelektualnie.
Tego nie da się zrobić pod panowaniem obecnie nami rządzących. Oni organicznie nie są zdolni do rzeczy wielkich. Potrafią jedynie kręcić małe interesy na swoją (małą) skalę.
Zmieńcie głos. To tak niewiele.