Wędkarstwo to tortury, twierdzi UE
Podobno ogórki mogą już mieć dowolną krzywiznę, ale widać Unia nie znosi próżni w kwestii ilości regulacji utrudniających życie Europejczykom. Właśnie zabrali się za wędkarzy. A dokładniej, będą bronić ryby przed tymi okrutnymi barbarzyńcami, którzy traktują tą tradycyjną męską rozrywkę jako sport i sposób na spędzanie czasu na łonie natury.
Jak donosi oficjalny lobbista organizacji EFTTA (Europejskie Stowarzyszenie Handlu Sprzętem Wędkarskim), pan Jan Kappel, ostatnio udało się oddalić groźbę zakazu używania wyrobów zawierających ołów w europejskich wodach (gdy okazało się, że ołów NIE jest substancją rakotwórczą, jak jeszcze do niedawna powszechnie się uznawało), ale za to coraz wyraźniej dają się słyszeć głosy o konieczności ulżenia cierpieniom ryb, które mogą odczuwać ból, kiedy zostają złapane na haczyk… Co prawda nie istnieją badania, które potwierdzały by fakt nadzwyczajnych cierpień ryb w momencie obcowania z uzbrojonym w śmiercionośny haczyk wędkarzem, ale jest już precedens: w Szwajcarii z hukiem wprowadzono przepis zakazujący… wypuszczania złowionych ryb! Ma to wszystko związek z „ograniczaniem cierpień ryb”, choć argumenty za takim ograniczeniem są jedynie pseudo-naukowe, jak twierdzi Kappel. Szwajcarski pomysł sprowadza się do zmuszenia wędkarzy aby wędkowali jedynie w celu konsumpcyjnym i przez to zmniejszyli ilość ryb poddawanych niepotrzebnemu bólowi. Jak łatwo sobie wyobrazić, skutki takiego przepisu były by katastrofalne dla całego przemysłu wędkarskiego i tak poważnie osłabionego przeciągających się kryzysem. Gdyby każdy wędkarz był zmuszony do opuszczenia łowiska po złowieniu jednej, czy dwóch ryb, to drastycznie spadło by jego zapotrzebowanie na sprzęt wędkarski a w efekcie spadły by obroty firm nim handlujących. W konsekwencji obniżą się wpływy poszczególnych państw z podatków oraz wzrośnie bezrobocie… Czyli – nic nowego. Zawsze gdy urzędnicy wkładają swoje brudne paluchy tam gdzie nie są do niczego potrzebni, kończy się stratami większej lub mniejszej grupy pokornych podatników.
Oczywiście, wędkarze mogli by również po prostu wyrzucać nadmiar ryb, których nie są w stanie zjeść a nowe regulacje zabraniały by im wpuszczać je ponownie do ich naturalnego środowiska… Ale czy naprawdę o to chodzi zacnym „ekologom” z PETY, którzy twierdzą że „wędkarstwo rani„?
Lobbista zwraca uwagę, że sprawa jest niezwykle delikatna. Na przełomie lat 2011/12 nowelizowany będzie dokument zatytułowany „Common Fisheries Policy” (CFP – Wspólna Polityka Rybacka), w którym może się znaleźć tego typu zabójczy dla branży przepis. Miejmy nadzieję, że do tego czasu przyjdzie opamiętanie. Bo jeśli nie, to kto wie… Dziś wędkarstwo, a jutro? Może zakażą zbierać grzyby? Czyż kozik grzybiarza nie sprawia niepojętego(!) przecie bólu ścinanej grzybni? Albo uprawiać marchewkę w ogródku? Przecież sadzimy ją tam nie ot tak, żeby sobie roślinka popatrzyła na słoneczko i rozwijała w spokoju korzonki, tylko żeby ją ZJEŚĆ!
Wywiad z Janem Kappelem, poruszający między innymi przedstawioną tutaj sprawę znajduje się tutaj: Interview of Jan Kappel.
Informacja prasowa EFTTA: EFTTA News&Info.