Na 4 czerwca

Politycy świętują dziś na potęgę. Świętują, że od 20 lat trzymają władzę i perspektywy mają jasne i szerokie.

Michnik, Wałęsa, Kiszczak

Co wydarzyło się 20 lat temu niby wszyscy wiedzą: opozycja dogadała się z komunistami i doszło do wolnych wyborów. Pierwszych w PRL… Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach a te są z całym uporem, systematycznie, drobnymi kroczkami wypychane ze świadomości prostego „ludu”.

Otóż z komunistami dogadała się jedynie tzw. „konstruktywna opozycja„. Takiego określenia używali sami towarzysze w prasowych artykułach uzasadniających rozmowy w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Nie każdy miał możliwość zgłaszania swoich postulatów, nie wszystkich wizja Wolnej Polski była brana pod uwagę podczas jawnych (a zwłaszcza tych niejawnych) rozmów. Zaszczytu dostąpili właściwie jedynie ludzie lewicy, wielu byłych członków PZPR (Geremek, Kuroń), lub opozycjoniści wykazujący socjalistyczne, poprawne  poglądy (Michnik, Frasyniuk, Bujak). Do „układu” nie miał szans wejść nikt z prawicy. Polska miała się przekształcić w „nowoczesną” republikę chrześcijańsko-demokratyczną.

I doszło do wolnych wyborów 4 czerwca 1989. Czy one rzeczywiście były wolne? Jak wcześniej napisałem karty rozdawali wyłącznie socjaliści. Co więcej, z góry ustalono, że  towarzysze dostaną nie mniej niż 35% mandatów. W efekcie u steru stanęła „chadecja” z premierem Tadeuszem Mazowieckim (jednym z założycieli tolerowanych przez komunistów Klubów Inteligencji Katolickiej) i oprócz krótkiego epizodu z nieudolnym premierem Olszewskim, Polska nieprzerwanie przez ostatnie 20 lat jest dokładnie taka jak to „opozycja” z „partią” ustaliła. Mamy wymarzony przez zapatrzonych w Zachód członków PZPR, których młodość przypadła na przełom lat 70/80, „socjalizm z ludzką twarzą„. Jest to państwo Millera i Kwaśniewskiego, niech nikogo nie zwiedzie fakt, iż u steru aktualnie jest Donald Tusk, a przed chwilą stolec premiera grzał jeden z braci Kaczyńskich – to nie świadczy absolutnie o niczym! Trzecia RP płynie twardo kursem na lewo. Co gorsza, ludzie zostali tak wytresowani, że popierają polityków umacniających taki stan rzeczy, bo wydaje im się że będzie tak dla nich lepiej! To szczyt skurwysyństwa: odbierać obywatelom coraz więcej ich ciężko zarobionych pieniędzy i skutecznie im wmówić, że robi im się dobrze oddając ułamek tej kwoty w postaci bzdurnych zasiłków. A pospólstwo się cieszy…

Dla mnie to Wielki Szwindel. I marzę tylko o tym, że kiedyś nastąpi Przebudzenie. Tak jak w 1956 roku nastąpiła gwałtowna zmiana świadomości szerokich mas, jeszcze do niedawna skutecznie (jak się wydawało) ciosanych na kształt „człowieka sowieckiego„. Wcześniej, w pierwszych latach PRL-u wielu (większość?) uwierzyła, że władza „ludowa” jest wspólna, że wszyscy razem będą odtąd współdecydować o Polsce, że zmierzają do socjalistycznej krainy wiecznej szczęśliwości… Po upadku stalinizmu bańka pierwszy raz prysła. Czas zbić ją po raz drugi.