Zdecydowali, że sami zadecydują

Mój rząd właśnie ogłosił, że nie będzie pytać pospólstwa o tak błahy fakt jak utworzenie Unii Europejskiej. Jak wiadomo coś takiego jak „Unia Europejska” prawnie nie istnieje, ale nie szkodzi to panu Bronisławowi Komorowskiemu (PO), pełniącemu obecnie funkcję Marszałka Sejmu, twierdzić że nie ma potrzeby pytać Narodu o traktat „jedynie modyfikujący coś co już istnieje„. Jeszcze dalej poszedł pan Premier Donald Tusk (PO):

Kto z państwa położy rękę na sercu i powie, że wierzy w to, że kilkaset stron skomplikowanego tekstu będzie podniecającą lekturą dla milionów uczestników referendum. Zapytajcie posłów, kto z nich przeczytał dokument. Przecież nawet w Sejmie nie jest to możliwie.

W moim odczuciu Pan Premier wystawił tym samym niezbyt pochlebne świadectwo inteligencji swoich kolegów z ław poselskich sugerując, że nie są w stanie zrozumieć słowa pisanego… Mniejsza o to, i tak się nie obrażą, jak kiedyś napisał Stanisław Michalkiewicz, „od momentu, kiedy Adam Michnik nazwał „człowiekiem honoru” generała Czesława Kiszczaka, słowo „honor” znaczy już zupełnie co innego, niż kiedyś„. Jednak nie o honor Posłów mi teraz chodzi. Sprawa w tym, że proeuropejscy (to brzydkie słowo) politycy próbują bagatelizować znaczenie Traktatu Lizbońskiego, a tak naprawdę jest to kopia odrzuconej już raz przez Europę eurokonstytucji. Zawiera całe strony banalnych ogólników (w stylu „abyśmy żyli w zdrowiu i dostatku”), które jednak raz przepchnięte, mogą (i będą!) służyć wielu środowiskom do różnorakich roszczeń. I nie chodzi tu, dajmy na to, o związek kolejarzy mogący domagać się zmiany koloru mundurów, albo środowisko miłośników skórzanych spodni z Bawarii, chcących wymusić obowiązek noszenia ich przez uczniów w szkołach podstawowych. Mówimy o odwiecznych wrogach europejskich wartości i tradycji, którzy przez furtkę jaką otwiera im „Traktat”, będą starać się wprowadzać prawa sankcjonujące rozmaite nie akceptowane obecnie przez Europejczyków zachowania. Chodzi tu przede wszystkim o tzw. „prawa gejów„, którzy chcą zrównać status swoich nieformalnych jednopłciowych związków z legalnymi małżeństwami a co więcej, żądają prawa do adopcji przez takie „rodziny” dzieci! Inne środowiska żądają prawa do dobijania osób chorych oraz do zabijania osób nienarodzonych. Jednocześnie, często te same osoby, mówią o nie humanitaryzmie kary śmierci!

To tylko wierzchołek góry lodowej roszczeń jaka kryje się wśród stronic tekstu „Traktatu Reformującego”. Jest ich znacznie więcej! Dla przykładu wstrząsające skutki może mieć czająca się możliwość pozbawienia wpływu rodziców na wychowanie własnych dzieci… A nie doszliśmy jeszcze do sprawy zasadniczej: przyjęcie w całości zapisów „Traktatu” z Lizbony, automatycznie zakończy istnienie niepodległego Państwa Polskiego. Od tego momentu będziemy mieć do czynienia jedynie z „republiką związkową„, czy „niezależną prowincją„, z lokalną administracją, która jednak nie będzie mieć praktycznie żadnej władzy ustawodawczej, ani możliwości kształtowania polityki zagranicznej czy zawierania sojuszów. Już teraz Europejski Trybunał Sprawiedliwości pisze wprost:

„W razie stwierdzenia dyskryminacji sprzecznej z prawem wspólnotowym sąd krajowy zobowiązany jest, dopóki nie zostaną przyjęte środki zmierzające do równego traktowania, do niestosowania wszelkich dyskryminujących przepisów krajowych bez konieczności żądania lub oczekiwania uprzedniego uchylenia tych przepisów przez ustawodawcę.”

Dlatego cieszmy się, póki możemy, niepodległą Rzeczpospolitą Polską. „Nasi” politycy szykują nam ZMIANY

Chyba że… Przebudzimy się?!

P.S.

A tutaj dwóch lepiej wiedzących „inteligentów” z tragicznie żenującego i stronniczego „Szkła Kontaktowego” wyśmiewa pierwszy nieśmiały protest przeciwko utracie niepodległości… Czy tylko z głupoty, czy może na czyjeś zlecenie???